niedziela, 24 kwietnia 2016

Rozdział XXVII Granice Wytrzymałości

Witam! Tak, wiem, nie było mnie tu baaardzo długo. 
Niestety, zostałam zmuszona do tak długiej przerwy. 
Centralne egzaminy już za trzy tygodnie, a to właśnie 
od nich zależy... Cóż, tak naprawdę całe moje życie xD
Brzmi to bardzo dramatycznie, chciałabym móc powiedzieć, 
że przesadzam, ale nie mogę. Tak czy inaczej, przepraszam,
że Was zaniedbałam, ale uprzedzałam, że takie wpadki mogą 
się zdarzyć, zwłaszcza w tym okresie. Przejdźmy jednak do rzeczy. 
Rozdział nie powala długością, ale mam nadzieję, że mi się
udał. Jak zwykle, zachęcam Was do dzielenia się opiniami w
komentarzach :) Miłego czytania!


Panna Potter









Wróciłem do dormitorium. Coraz trudniej było mi znosić towarzystwo Pansy, zwłaszcza kiedy miałem świadomość, że czeka na mnie Talia, nie ważne było to, czy w ogóle chciała mnie widzieć.
Nie było mi dobrze z tym, że musiałem ją teraz trzymać na dystans, wycofać się zaraz po tym, jak się do niej zbliżyłem. Mimo, że powtarzałem sobie, aby nie angażować się uczuciowa, Talia złapała mnie w swoje sidła już dużo wcześniej, zanim się zorientowałem, stała się kimś ważnym. Od początku wiedziałem, że to miało się tak skończyć, ale nie zmienia to faktu, że ta cała sytuacja była dla mnie bardzo trudna.
- Gdzie jest Talia? - spytałem przyjaciół.
Blaise i Teodor popatrzyli po sobie niepewnie.
- Wróciła do siebie - odrzekł Blaise, ale widziałem, że najważniejszą część jego odpowiedzi mam jeszcze przed sobą.
- Jest pewien problem - dodał Teodor.
Czułem, jak rzedła mi mina. Co takiego mogło się stać?
- Jaki problem? - warknąłem.
Byłem bardzo, ale to bardzo poirytowany. Nie dość, że już i tak sam musiałem trzymać Talię na dystans, co ją złościło, to jeszcze moi współlokatorzy najwidoczniej pogorszyli sprawę.
Owszem, miałem teraz oddalić się od dziewczyny, ale nadal musiała nam ufać. Moim zadaniem było znaleźć złoty środek. Mimo, że na początku może mieć to negatywne skutki, to i tak musiałem pozostać z nią w dobrych relacjach, bo jeśli dziewczyna nie zgodzi się dobrowolnie przejść na stronę Czranego Pana, to będzie on zmuszony... Nie, nawet nie chciałem o tym myśleć. Utrudnianie mi tego było zbędne.
- Talia wie, że jestem jej kuzynem - powiedział w końcu Nott.
Nie. To nie mogło być prawdą.
- Powiedz mi proszę, że się przesłyszałem.
- O reszcie się nie dowiedziała - rzekł, próbując się tym wybronić.
- Czyli śmierć jej przybranych rodziców i tożsamość zabójcy twojego braciszka...
- O tym nie wie - przerwał mi Blaise.
Przeczesałem włosy dłonią, nie wiedząc co dalej robić.
Fakt, że Talia nienawidziła, kiedy ktoś coś przed nią ukrywał, nie był czymś nowym. Wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę, że tego nie tolerowała.
- Jak się dowiedziała? - spytałem cicho, kierując się w stronę barku.
- Zobaczyła zdjęcie...
- Zdjęcie? - syknąłem - Czy ty naprawdę jesteś taki głupi, żeby wieszać to zdjęcie? Przecież wiesz, że Talia bywa tu regularnie.
- Uspokój się Draco. To zdjęcie wisiało tu cały czas, zapomniałem, że...
- Nie. Nawet nie próbuj się tłumaczyć.
Opróżniłem zawartość kryształowej szklanki i wyszedłem z naszego dormitorium. Musiałem to naprawić, ale żeby to zrobić, potrzebny był mi plan, którego nie miałem. Jak mogłem jej to wszystko wytłumaczyć? Za tym wszystkim kryło się zbyt wiele, aby powiedzieć jej prawdę. Musiałbym jej wyjawić, kim jestem, komu służyłem, a na to było jeszcze za wcześnie. Oczywiście nie zostało mi dużo czasu, ale to z pewnością nie był odpowiedni moment. Z drugiej strony, jeśli nadal bym kłamał, wyjawienie jej prawdy byłoby jeszcze trudniejsze. Ona miała uwierzyć, że Czarny Pan był tym dobrym. Kiedy medalion przejmie całą jej moc, Voldemort będzie mógł bez przeszkód panować nad jej umysłem, ale do tej pory musiała z własnej woli przejść na naszą stronę... Po której ja sam nie chciałem być.




***


- Jesteś pewna, że nic Ci nie jest? - spytała Hermiona, kiedy szłyśmy korytarzem na siódmym piętrze. 
Harry, Ginny i Ron już tam byli. Jako że za pięć minut miała zacząć się cisza nocna, chodzenie grupami było ryzykowne. 
- Tak - odparłam - Ale... Muszę Ci coś powiedzieć po spotkaniu - dodałam po chwili zastanowienia. 
- Dobrze - odparła. 
Stanęłyśmy przed pustą ścianą. Po chwili jednak pojawiły się na niej duże, drewniane drzwi. Otworzyłam je ostrożne, puszczając Hermionę przodem. Sala do której weszłyśmy była ogromna, lecz sprawiała wrażenie jeszcze większej dzięki lustrom, które pokrywały niemal każdy centymetr ścian, pomijając miejsce w którym znajdował się kominek i półki z przeróżnymi książkami, z których czerpaliśmy instrukcje do rzucania zaklęć.
Jak się okazało, większość członków już się zjawiła. Czekaliśmy już tylko na Cho, bliźniaków i Jordana. 
- Talia! - zawołała Ginny, podchodząc do nas - Powiesz mi teraz gdzie się podziewałaś?
- Nie teraz - szepnęłam, znacząco kiwając głową w stronę Harry'ego, który rozmawiał właśnie z Nevillem. 
- Nie wykręcisz się - powiedziała, kiedy drzwi się otworzyły. 
- Widzę, że jesteśmy już wszyscy - zawołał Harry, uciszając tym wszystkich zebranych - Możemy zatem zaczynać. Zanim jednak dobierzecie się w pary, chciałbym Wam przypomnieć to, co powtarzam za każdym razem. Wszyscy, bez żadnych wyjątków, wielcy czarodzieje zaczynali z tej samej pozycji, co my. Musieli przebyć tą samą drogę, którą dążymy. Skoro im się udało, to nie widzę najmniejszego powodu, aby nam się miało nie udać. 
Rozległy się oklaski i wiwaty. 
- No dobrze już, dobierzcie się w pary - polecił, przekrzykując rozentuzjazmowanych uczniów. 
Nagle wpadłam na pewien pomysł. 
- Cho! 
Krukonka odwróciła się zaskoczona. 
Przypomniała mi się rozmowa z Harrym, kiedy powiedział mi, że jego dziewczyna trochę się mnie boi. Uważałam to za śmieszne. Ona jednak argumentowała to tym, że byłam o wiele bardziej bezpośrednia od mojego brata, czasami nawet lekkomyślna, co nie było zbyt bezpieczne w parze z moimi zdolnościami, które zawdzięczałam najlepszej nauczycielce, jaką mogłam mieć, Pani Bathildzie. Z początku byłam oburzona faktem, że Harry nic jej nie powiedział, nawet nie zwrócił jej uwagi za to, że obgaduje jego własną siostrę, ale świadomość, że ta dziewczyna się mnie bała, była komiczna, więc nie mogłam się gniewać zbyt długo. Nic nie miałam do Cho, nie znałam jej zbyt dobrze, ale z tego, co udało mi się do tej pory wywnioskować, nie była tak świetna, jak ją opisywał mój brat. W dodatku chodziła z Harrym, a on podobał się Ginny. Wiedziałam, że to nie był dobry powód, aby jej nie trawić, ale hej... Kodeks przyjaciółek. 
- Tak? - odparła, cofając się o krok, kiedy do niej podeszłam. 
- Chcesz być ze mną w parze? - spytałam z uśmiechem. 
Dziewczyna przełknęła ślinę. 
- Ale obiecałam Ha...
- No dalej. Nic wam się nie stanie, jeśli oderwiecie się od siebie choć na chwilę, gołąbeczki - zawołałam, ciągnąc ją na koniec szeregu, który zdążył się już uformować. 
Harry popatrzył na mnie z powątpiewaniem, ale nic nie powiedział. Cho za to zerknęła na niego błagalnie, ale ten wzruszył tylko ramionami. Musiałam się bardzo starać, aby nie wybuchnąć śmiechem, czego nie odmówiła sobie Ginny. 
Nie miałam zamiaru robić Cho żadnej krzywdy. Chciałam jej tylko pokazać, że nie myliła się co do mnie. Daję Wam pozwolenie, aby nazywać mnie zołzą! 
- Dobrze. Stańcie naprzeciwko siebie, ma was dzielić co najmniej 7 metrów. Dzisiaj będziemy ćwiczyć zaklęcie paraliżujące i zaklęcie tarczy. Wiem, że są wśród nas uczniowie, którzy jeszcze tego nie przerabiali, więc pokażę wam najpierw na czym to polega. Talia, chciałabyś mi pomóc? - spytał, a oczy wszystkich członków Gwardii zwróciły się w moją stronę. 
- Tak, profesorze - zaśmiałam się. 
Stanęliśmy między dwoma rzędami, które uformowali obserwatorzy, tak, aby mogli nas dobrze widzieć. 
- Przygotuj różdżkę - rozkazał Harry, a na jego twarzy pojawił od dawna przeze mnie niewidziany uśmiech. 
Było to dla mnie jak miód na serce, bo mój brat rzadko okazywał jakiekolwiek pozytywne emocje. 
Uniosłam różdżkę i wycelowałam nią w brata. Ten wytłumaczył młodszym członkom, na czym polegały te zaklęcia i jak je poprawnie rzucać. 
- A teraz, Talia użyje przeciwko mnie zaklęcia Petrificus Totalus. Ja postaram się je odeprzeć tak, aby odbiło od mojej tarczy prosto w nią. 
- Bez obaw, znamy zaklęcie niwelujące skutki  - dodała szybko Hermiona, widząc przestraszone miny kilku pierwszoroczniaków . 
- Gotowy? - spytałam. 
Harry skinął głową. 
Odczekałam małą chwilkę. 
- Petrificus Totalus! - krzyknęłam, ignorując chęć użycia zaklęcia niewerbalnego. 
Może i Harry był ostatnio przygnębiony, ale byłam jego siostrą. To dawało mi wszelkie prawo do dokuczania mu. Tym razem jednak postanowiłam się powstrzymać. 
Harry odbił moje zaklęcie, o mało się nie przewracając, kiedy uderzyło w jego tarczę. Powinien być na to przygotowany. Wszyscy zdołaliśmy się już przekonać, że moc, która mnie wybrała dodawała mi siły. 
Mój oszałamiać pędził właśnie w moją stronę. Odruchowo go odbiłam, przez co mój brat właśnie leżał nieruchomo na kamiennej podłodze.
Po sali rozległy się westchnienia i śmiechy.
- Talia! Jak mogłaś?! - pisnęła Cho, następnie podbiegła do Harry'ego.
- To był odruch - zawołałam, ale zagłuszyli mnie Fred i George, zanosząc się śmiechem.
Na szczęście, tylko Cho zaczęła panikować. Reszta potraktowała to jako dobre przedstawienie.
Podeszłam do brata, nad którym klękała Cho, klepiąc po policzku.
- Tak mu nie pomożesz - parsknęłam.
Wycelowałam w klatkę piersiową Harry'ego i w myśli powtórzyłam odpowiednią formułkę.
- Ś-świetna obrona - wymamrotał lekko zdyszany Harry, kiedy się już podniósł.
- Wszystko okay? - spytałam, nie mogąc ukryć uśmiechu.
- Tak - odparł i po chwili sam się roześmiał.
Poklepałam go po ramieniu i wróciłam na swoje miejsce
- No dobrze, demonstrację mamy już za sobą. Teraz wasza kolej. Pamiętajcie jednak, żeby odbijać zaklęcia tak, aby w nikogo nie trafiły - powiedział Harry, uśmiechając się delikatnie.
Spojrzałam na Cho, która nie wyglądała na zadowoloną.
- Chcesz zacząć? - spytałam.
Skinęła nerwowo głową i uniosła swoją różdżkę. Poszłam jej śladem.
Dziewczyna bez zapowiedzi machnęła różdżką, nerwowo wołając formułkę.
W ostatniej chwili udało mi się je odbić. Zerknęłam na moją partnerkę, lekko poirytowana.
Wcześniejsze zdarzenia w dormitorium trzech ślizgonów wprowadziły mnie w bardzo dziwny nastrój. Byłam zła, ale nie tak, jak zawsze. Miałam ochotę się na czymś wyżyć, dać upust wszystkim emocjom, które musiałam kłębić w sobie przez tak długi czas. Panowanie nad sobą miało swoje minusy. Już od kilku miesięcy nie mogłam odreagować, czułam się jak bomba, która miała za chwilę wybuchnąć. To wszystko sprawiało, że na tą chwilę byłam wredna, a kiedy byłam wredna, zapominałam o istnieniu hamulców. Już chciałam rzucić paraliżującą klątwę w Cho, ale ktoś mnie powstrzymał.
- Dobrze sobie radzisz, Talia - powiedział Harry, przechodząc obok.
To skutecznie wyrwało mnie z tego dziwnego stanu.
Co się ze mną działo?
- Harry, mogę iść? - spytała, kiedy już zaczął się oddalać.
- Coś się stało?
- Nie, ale... Głowa zaczęła mnie boleć. Podejrzewam, że Cho nie będzie mi miała tego za złe - odparłam.
- Uważaj na siebie - powiedział.
Kiwnęłam głową i opuściłam salę, unikając po drodze kilka odbitych zaklęć.
Musiałam się uspokoić, pozbyć tego gorzkiego gniewu, który mnie przepełniał. Tylko jak? Jeśli użyję mocy, blizny, które dopiero dzisiaj rano zniknęły, powrócą. A do tego nie mogłam dopuścić. Z drugiej strony, jeśli znowu zduszę to w sobie, co mogłoby się stać następnym razem, kiedy ktoś mnie zdenerwuje?
Szłam korytarzem, pozwalając nogom prowadzić mnie w nieznanym kierunku. W tym momencie było mi wszystko jedno, świadomość że Filch mógł wyłonić się zza zakrętu wcale mnie nie obchodziła. Jedyne, co teraz czułam to złość, strach, zawód, bezsilność i zdziwienie tym, że w jednym momencie, jak za dotknięciem różdżki, mój nastrój zmienił się diametralnie.
Przechodziłam obok gabinetu dyrektora, kiedy poczułam dziwny ucisk w czaszce. Nie był to nieprzyjemny ucisk, lecz skutecznie mnie zaskoczył. Musiałam podeprzeć się o posąg gargulca. Obraz przede mną stopniowo zanikał, ogarniała mnie całkowita ciemność. Nie straciłam jednak przytomności, ciałem i świadomością nadal znajdowałam się na korytarzu, przed gabinetem Dumbledore'a, co chyba najbardziej mnie dziwiło. Zazwyczaj całkiem odpływałam, kiedy dostawałam wizji.
Talia 
Usłyszałam cichy szept, dochodzący do mnie ze wszystkich stron.
Nie pozwól, aby twoje serce otworzyło się na zło. Obnażasz się przed pijawką, która tylko na to czeka. Chroń to, nie daj im tego odebrać. 
Nie potrafiłam rozpoznać tego głosu. Kto to był? Jakim cudem przedostał się do moich myśli?
Powoli zaczęłam odzyskiwać wzrok, jednak w zamian za to, opuszczała mnie siła.
Czy tak to wszystko miało wyglądać? Miałam dosyć. Najbardziej samolubna, naiwna i niedojrzała część mnie obudziła się i zapragnęła normalnego życia, bez dodatkowych mocy, bez bólu i tego co z tym przychodziło. Zapragnęłam życia w pełnej, szczęśliwej rodzinie. Zatęskniłam za poczuciem komfortu i bezpieczeństwa, za byciem dzieckiem, które nie musi się zbytnio przejmować, bo miało kogoś, kto się nim zaopiekuje. Poddałam się tej chwili słabości kompletnie. Mięśnie odmówiły mi posłuszeństwa, co zmusiło mnie do osunięcia się na kamienną, zimną podłogę. Zaczęłam się trząść, a po moich policzkach popłynęły łzy. Nie chciałam tu być, nie chciałam tego wszystkiego czuć.
Całkowicie zapomniałam już o tej dziwnej "wizji", nie chcąc się nad niczym już zastanawiać. Pozwoliłam na to, aby wypełnił mnie żal.
- Talia?
Tym razem nie był to szept. Podniosłam głowę i zobaczyłam Malfoya biegnącego w moją stronę. Wyraz jego twarzy zdradzał troskę i strach. Klęknął przede mną.
- Co Ci się stało? - spytała, ujmując moją twarz w dłonie.
Próbowałam się mu wyrwać, ale nie miałam siły.
- Talia - powtórzył, potrząsając mną lekko.
Nie potrafiłam z siebie nic wydusić, łzy nie przestawały płynąć po moich policzkach.
Draco usiadł obok mnie i objął ramieniem. Jego dłoń delikatnie gładziła moje ramię.
- Spokojnie, nie płacz - powtarzał uspokajająco.
Siedzieliśmy tak dłuższą chwilę.
- Nie mam już siły - wychrypiałam w końcu.
- Na co?
- Na wszystko. Nie prosiłam się o nic, co mnie spotkało, nie chcę tego.
- Wiem - westchnął - Wiem i uwierz mi, też tego dla Ciebie nie chcę. Gdybym mógł, to... Ale nie mogę.
Wtuliłam się w jego ramię, szukając choć trochę ciepła i poczucia bezpieczeństwa.
Nadal byłam na niego wściekła, ale byłam zbyt zmęczona, aby teraz to tego wracać.
- Choć - odezwał się, pomagając mi wstać.
- Gdzie idziemy?
- Wolę Cię mieć dzisiaj na oku - powiedział tylko.
Jak się później okazało, zaprowadził mnie z powrotem do swojego dormitorium. Kiedy do niego weszliśmy, jego współlokatorzy już chcieli zacząć zadawać pytania, ale Draco pokręcił głową, więc nic nie powiedzieli.
- Poczekaj tutaj, zaraz wrócę - rzekł Draco i zniknął w łazience, zamykając za sobą drzwi.
Zostałam w pokoju z Blaisem i Teodorem. Zerkali na mnie co chwilę.
- Talia - zaczął Teodor, ale przerwałam mu, unosząc dłoń.
- Nie musisz mi nic tłumaczyć, nie dzisiaj - powiedziałam, siląc się na blady uśmiech.
Również żal do tego ślizgona nie zniknął, ale potrafiłam go zrozumieć.
- Przepraszam - odparł, spuszczając wzrok.
- Już w porządku.
W pokoju zrobiło się nieznośnie cicho. Już chciałam się odezwać, kiedy Draco wyszedł z łazienki.
Wyciągnął w moją stronę dłoń. Ujęłam ją i poszłam za nim z powrotem do łazienki. To co tam zobaczyłam trochę mnie zdziwiło. Na środku łazienki stała wanna  napełniona parującą wodą. W okół wanny unosiły się małe płomyczki. Dostrzegłam też liczne olejki i płyny, wszystkie do mojej dyspozycji. Na blacie przed lustrem leżała satynowa piżama, przepięknie ozdobiona szczotka do włosów i inne przybory toaletowe.
- Potrzebujesz chwili dla siebie - powiedział Draco.
Wtuliłam się w niego, wdzięczna za ten wspaniały gest. Rzeczywiście potrzebowałam chwili spokoju, a ciepła kąpiel była idealnym pomysłem.
Draco zostawił mnie samą w łazience.
Zdjęłam z siebie ubranie i zanurzyłam się cała w ciepłej wodzie, próbując się odprężyć i o niczym nie myśleć.


niedziela, 27 marca 2016

Miniaturka : Rudy Blond Częsć III

Niespodzianka :D Oto trzecia część miniaturki.... I jednak 
nie jest ostatnia. Jakoś nie potrafię pisać krótkich opowiadań. 
Zawsze za bardzo się rozpisuję ;p Dlatego też postanowiłam 
przedłużyć "Rudy Blond" i jeszcze jedną część. Brak czasu również
gra w tym swoją rolę, bo bardzo chciała dzisiaj wstawić część 
miniaturki (nie ważne, że spóźniłam się o 28 minut), ale jakoś 
trudno mi zakończyć to małe opowiadanie w trzech postach. 
Mam nadzieję, że Wam to nie przeszkadza! Jak zawszę, proszę
o pozostawianie po sobie chociaż krótkiego komentarza. Sprawiłoby
mi to ogromną przyjemność :) Miłego czytania!


Panna Potter






- A co byś powiedziała na wakacje? - spytała Hermiona Granger, rozglądając się za stoiskiem z wypiekami
Ona i jej przyjaciółka, Ginny Weasley, odwiedziły targ, który raz w miesiącu przyciągał wielu ludzi na rynek.
- No nie wiem... Na prawdę nie jestem w nastroju, Hermiono - mruknęła rudowłosa, z nudów oglądając owoce, których jeszcze w życiu nie widziała.
- Myślę, że dobrze by Ci to zrobiło - stwierdziła Hermiona - Poza tym... Ron organizuje wycieczkę przed naszym ślubem, wiesz, rodzinna tradycja.
- Taa... Pamiętam jak Bill urządzał taki wypad... Mam nadzieję, że Ron zachowa choć trochę rozumu.
- Nie przypominaj mi... W każdym razie, ja też chcę zrobić coś fajnego przed ślubem.
Ginny westchnęła głęboko i podniosła wzrok na swoją przyszłą siostrę. No i jak mogła jej odmówić?
- Niech Ci będzie - powiedziała w końcu, a szatynka cmoknęła ją w policzek - Tylko co ja z tego będę miała, skoro nie mogę pić?
- Oj, coś czuję, że alkohol nie będzie nasza jedyną rozrywką - zaśmiała się Hermiona, sięgając po kawałek ciasta truskawkowego.
- Gdzie będziesz chciała się wybrać? - zapytała Ginny, również biorąc kawałek
- Cóż... Bo chodzi o to że mój wujek ma bardzo duży dom i chce abym w nim została, kiedy on z ciocią wyjadą do Francji. Od razu pomyślałam o mojej wycieczce i że to właściwie świetnie się składa...
- Hermiona, wyduś to z siebie - przerwała jej młodsza przyjaciółka.
- Tylko się nie złość, dobrze?
- No dalej! - zaśmiała się rudowłosa.
Hermiona wzięła głęboki wdech.
- Włochy - powiedziała w końcu.
Ginny zrzedła mina.
- Włochy... Okay - odparła, próbując się uśmiechnąć.
W głębi ducha przeklinała swoją przyjaciółkę na tysiące sposobów. Z drugiej strony musiała to uszanować. To były jej wakacje, jej ślub, jej wybór. Ginny postanowiła, że spróbuje się dobrze bawić i nie myśleć, co się tam działo kilka tygodni temu


***


- Twoje zdrowie! - zawołały Ginny, Talia i inne kobiety, które przyłączyły się do świętowania. 
Siedziały przy barze, który znajdował się na plaży. 
Wszystkie dziewczyny wypiły za zdrowie Hermiony, która za trzy tygodnie wychodziła za mąż. 
Ginny oczywiście piła sok, ponieważ nie mogła pić będąc w ciąży, czego w tej chwili zaczynała żałować, 
Rudowłosa doszła do wniosku, że nie było aż tak źle, że wycieczka do Włoszech nie była aż takim złym pomysłem. Dobrze się bawiła ze swoimi koleżankami, pomijając te momenty, kiedy one tańczyły pijane na parkiecie, a ona siedziała przy barze, kompletnie trzeźwa.
Na szczęście, jej towarzyszki nie zdążyły wypić takiej ilości, aby stracić kontrolę, więc miała jeszcze towarzystwo. 
- I żeby dobrze o Ciebie dbał! - krzyknęła Talia, dopijając swojego drinka. 
- I żeby Cię nie zanudził na śmierć! - dodała najmłodsza z nich, na co reszta zareagowała śmiechem. 
- Kto idzie ze mną się ochłodzić? Woda jest wspaniała! - zawołała blondynka siedząca obok Talii. 
Grupka kobiet ochoczo zaczęły wstawać z krzeseł, kierując się w stronę brzegu. 
- Nie idziesz? - spytała Hermiona. 
- Nie, nie czuję się za dobrze. Ale ty idź - powiedziała Ginny. 
- Na pewno?
- Tak! Idź, baw się! To twoje wakacje, wyszalej się, póki możesz! - zaśmiała się rudowłosa, pchając ją w stronę reszty koleżanek. 
- Dzięki - odparła, ściskając ją pośpiesznie. 
Kiedy panna Weasley została sama, zamówiła kolejny koktajl, następnie postanowiła się przejść po plaży. 
Jako że jej brzuch zaczął już nabierać okrągłych kształtów, nie odważyła się założyć bikini, tak jak Hermiona i Talia. Musiała więc wybrać coś co zakrywało jej ciało, czego trochę żałowała. Nigdy nie wstydziła się swojego ciała, teraz jednak bała się je pokazywać. Nie czuła wstydu, bała się, że ludzie zaczną ją oceniać. Wiedziała jednak, że gdyby pewien dupek o blond włosach nie potraktował jej w tak okropny sposób, czułaby się pewniej. Gdyby nie przyłapała go z przepiękną kobietą o urodzie modelki, na pewno nie bałaby się pokazywać tego, że jest w ciąży. 
Rozmyślając tak o tym, nie zauważyła, że ktoś właśnie przeciął jej drogę. Wpadła na tą osobę i prawie upadła na mokry piasek. 
- Och, przepra... Ginny? 
Młoda dziewczyna podniosła wzrok i od razu tego pożałowała.  
Przed nią stal Draco Malfoy... Bez koszulki. 
Jego włosy były wilgotne, a kropelki wody na jego idealnym torsie lśniły w powoli już zachodzącym słońcu.
Merlinie... Czemu? pomyślała Ginny, bliska płaczu. 
Nie miała siły na to spotkanie. Nie chciała tego spotkania, to było zbyt trudne. W sekundzie, kiedy ich spojrzenia się spotkały, przypomniała sobie wszystko. 
- Ginny - powtórzył blondyn, wpatrując się w nią, jakby nie widziała jej przynajmniej kilka lat.
- Przepraszam - mruknęła, spuszczając głowę i chcąc go wyminąć, ale Draco jej na to nie pozwolił. 
Nie mógł jej teraz dać od tak sobie odejść. Sam nadal nie był pewien, jaki miał plan, nie wiedział do końca co dokładnie czuł to tej złośnicy, ale wiedział, że nie chciał, aby teraz odeszła. Wiedział, że chciał jej obecności. 
- Proszę Cię, puść mnie - powiedziała Ginny, starając się zapanować nad głosem. 
- Możemy porozmawiać? - rzekł były Ślizgon, ignorując jej prośbę. 
Nadal trzymał ją za nadgarstek. 
- Nie. Nie mam Ci nic do powiedzenia - odparła, uparcie nie patrząc mu w oczy. 
Wiedziała, że wtedy by zmiękła. 
- Ale ja mam.
- Nie interesuje mnie to. 
- Ginny - po raz kolejny wypowiedział jej imię. 
Podszedł bliżej i palcem uniósł delikatnie jej brodę, aby w końcu na niego spojrzała. 
- Nie rób tego - warknęła - Nie dotykaj mnie. 
- Wiem, że jesteś na mnie zła, masz do tego prawo. Uważam jednak, że powinnaś mnie wysłuchać. 
- Przykro mi, ale widziałam już wystarczająco, więc twoje wyjaśnienia są zbędne. 
Draco westchnął ciężko. 
Nie spodziewał się jej spotkać. Nie miał pojęcia co tutaj robiła, jednak wpadł na nią, bez gotowego plany. Bez starannie ułożonych przeprosin. Ta cała sytuacja bardzo go stresowała, a nastawienie rudowłosej nic nie upraszczało. 
- Słuchaj. Oboje dobrze wiemy, jaki byłem przed naszym spotkaniem w klubie. Żyłem tak odkąd pamiętam i trudno mi się było zmienić. Przyznaję, byłem głupi i dziecinny, ale nie potrafiłem inaczej. Jednak w chwili, kiedy opuściłaś mój gabinet... To był jak kubeł zimnej wody, Ginny. Wszystko wtedy do mnie dotarło. Dotarło do mnie to, że zostanę ojcem, że to moje dziecko. Moje. Dotarło do mnie, że takie traktowanie kobiet jest straszne, ale co najważniejsze... Dotarło do mnie, że to ty. Ty jesteś w ciąży, ty nosisz nasze dziecko, że to ty właśnie wychodzisz z mojego mieszkania... Zorientowałem się, że wcale tego nie chcę i że nie mógłbym sobie wyobrazić, że miałbym wpaść z kimś innym - tutaj blondyn nie mógł powstrzymać delikatnego uśmiechu - Nie wiem, czy jestem na to wszystko gotowy, ale cieszę się, że to właśnie ty się upiłaś w tym klubie i że na Ciebie wpadłem. Cieszę się, że w tak trudnej sytuacji to właśnie ty siedzisz w tym ze mną. 
Ginny nie wiedziała co powiedzieć. Chciała w to wszystko uwierzyć, naprawdę chciała, niestety bała się zaryzykować.
Teraz już nawet nie próbowała powstrzymywać łez, które cisnęły jej się do oczu i dała im spłynąć po policzkach. 
- Trzeba było o tym pomyśleć wcześniej - wycedziła. 
- Wiem - odparł cicho Draco. 
Przyciągnął Ginny do siebie i objął ją tak, jakby nie było jutra. Nie odepchnęła go. Po prostu stała, nie mogąc opanować szlochu. 
- Nienawidzę Cię, Malfoy. Szczerze Cię nienawidzę - jęknęła mu w ramię. 
- Wiem, Ginny - powiedział, chowając twarz w jej włosach. 
Tęsknił za tym i to bardzo. Jej bliskość zdążyła stać się dla niego czymś tak naturalnym, że przez czas ich rozłąki czuł się, jakby zakazano mu oddychać. Czuł się spokojniej, trzymając Ginny w objęciach. Tak właśnie powinno być. 
- Przepraszam - szepnął. 
- Nie przyjmuję twoich przeprosin - mruknęła, mimowolnie obejmując chłopaka w pasie, rozkoszując się jego zapachem. 
- Przepraszam - powtórzył. 
Draco ujął twarz rudowłosej w dłonie.
- Nigdy więcej nie powtórzę tego błędu - powiedział, podkreślając każde słowo. 
- Skąd mam mieć tą pewność? - spytała. 
- Bo daję Ci moje słowo - rzekł - Poza tym... Jakoś żadna nie potrafiła Ci dorównać. 
Ginny zaśmiała się przez łzy. 
- Dupek. 
Chłopak uznał to za zielone światło i pocałował Ginny, czując się jak nowo narodzony. 
- Za to twój - powiedział między pocałunkami, przypominając sobie ich rozmowę w hotelu. 
- Mój - przyznała, odwzajemniając pocałunek. 



                                                                               *** 


- W takim razie nie pozostawia mi pan wyboru - powiedział jeden z mężczyzn w eleganckim garniturze. 
Draco Malfoy siedział przy stole jednej z najlepszych restauracji we Włoszech. Naprzeciwko niego siedziało trzech inwestorów, z którymi bardzo długo negocjował kontrakt. Teraz wpatrywali się w blondyna z nieodgadnionym wyrazem twarzy. 
Młody mężczyzna ścisnął dłoń rudowłosej piękności, która siedziała u jego boku i wpatrywała się w inwestorów. 
Musieli przyjąć jego propozycję, nie widziała innej opcji. 
- Nie pozostaje nami nic innego niż podpisać ten kontrakt - rzekł w końcu inwestor i z uśmiechem na twarzy sięgnął po skórzaną teczkę. 
Ginny uśmiechnęła się promiennie i musnęła policzek Draco, który objął ją w talii i odwzajemnił pocałunek . 
- Gratulujemy, Panie Malfoy - powiedział drugi inwestor. 
- Dziękuję. Zapewniam panów, nasza współpraca przyniesie nam same korzyści - odparł.
- Może być pani dumna ze swojego męża, pani Malfoy - powiedział trzeci inwestor, kiedy Draco składał podpić na kontrakcie. 
- Jestem - zaśmiała się, gładząc ramię swojego "męża"
- A teraz, jeśli panowie mi pozwolą, zabiorę panią Malfoy, aby uczcić nasz sukces - powiedział Draco, podnosząc się z krzesła.
- Oczywiście.
Pożegnali się z biznesmenami i wyszli z restauracji.
- A więc, pani Malfoy, jak chciałaby pani dziś świętować? - zaśmiał się blondyn, kiedy szli do auta
Hermiona, po usłyszeniu raportu z ich spotkania na plaży, pozwoliła Ginny spędzić ostatnie pięć dni ich wakacji z Malfoyem. Od tamtej pory, ta dwójka nie odstępowała siebie nawet na chwilę, nadrabiając stracony czas.
- No nie wiem, panie mężu, co być proponował?
- Chyba mam pewien pomysł - odparł, puszczając oczko do swojej dziewczyny.
Bardzo bawiło ich to, że inwestorzy już od pierwszej chwili uznali, że Draco i Ginny byli małżeństwem, Postanowili jednak nie wyprowadzać ich z błędu.
- Draco... Nie wiem czy chcę - odparła nieśmiało rudowłosa.
- Jak to? - zdziwił się.
- To już trzeci miesiąc i... Jestem gruba - mruknęła, kiedy mężczyzna odpalił silnik pojazdu.
- Oszalałaś? Jesteś tak chuda, że nikt by się nie domyślił, iż jesteś w ciąży!
- Mówisz tak tylko dlatego, bo chcesz mnie zaciągnąć do łóżka.
- Nie, mówię tak, bo taka jest prawda. Tak czy siak zaciągnąłbym Cię do łóżka - zażartował.
- Nie przeceniaj się, Malfoy.
- Wiem to na sto procent - kontynuował blondyn ze złośliwym uśmieszkiem.
Wykłócali się o to aż do momentu, w którym Ginny otworzyła drzwi do ich pokoju. Tam ich nastrój bardzo szybko uległ zmianie i Draco Malfoy zrobił to, o czym tak dyskutowali po drodze do hotelu.


***


Nareszcie. Nadeszła ta chwilą, na którą cała rodzina Weasleyów czekała już od dawna. 
Hermiona i Ron powiedzieli "tak" i właśnie przypieczętowali swoje małżeństwo pocałunkiem. 
Coś jednak nie pasowało Ginny. Hermiona była szczęśliwa, uśmiechała się... Ale to nie był najszczerszy uśmiech. Wszyscy dobrze wiedzieli, że ta dwójka się kocham, tego nie dało się zaprzeczyć. Była Gryfonka jednak szukała czegoś innego. To była stała, bezpieczna miłość. Ona chciała czegoś więcej. Jako kujonka i "ta najrozsądniejsze", nigdy nie została by podejrzewana o coś takiego, jednak mało kto znał ją od tej strony, co Ginny. Owszem, jej przyjaciółka była rozważna, mądra i ostrożna, ale była też idealnym przykładem że kobieta zmienną jest. Często bywało tak, że najzwyklej w świecie nudziła się u boku Rona i nie wiedziała co z tym zrobić. Już nie raz rozmawiała ze swoim ukochanym, dawała mu do zrozumienia, że jeśli coś się nie zmieni, to ich związek nie będzie należał do tych najszczęśliwszych. Niestety, nic się nie zmieniło.


Ginny i Hermiona zamknęły się w łazience lokalu, w którym odbywało się wesele. Starsza z nich nie mogła przestać płakać. 
- Hermiono... Sama mówiłaś, że wiesz, na co się decydujesz - starała się ją uspokoić Ginny, ale najwyraźniej nic to nie podziałało. 
- Wiem. Wiem na co się zdecydowałam, kocham go, ale... Jezu, po prostu chcę czegoś więcej! - jęknęła, przyjmując chusteczkę, którą podała jej panna Weasley. 
Rudowłosa objęła Hermioną. 
- Wszystko w porządku? - rozległ się głos Rona zza drzwi. 
- Tak! Daj nam chwilkę, mamy problem z suknią! - zawołała od razu Ginny. 
- Och... No dobrze, ale pośpieszcie się. Goście się niepokoją - odparł. 
Hermiona wyglądała, jakby miała zaraz wybuchnąć.
- Nie, Hermiono, proszę Cię. Wiem, że to żadna pociecha, ale to twój ślub, nie możesz się załamać teraz - rozkazała jej Ginny i pomogła poprawić rozmyty makijaż. 
Kiedy już zmierzały do wyjścia, Hermiona zatrzymała przyjaciółkę. 
- Co się stało?
- Ginny... Muszę Ci coś powiedzieć - szepnęła, nie patrząc Ginervie w oczy.
- Słucham. 
- Nie możesz nikomu tego powtórzyć. To ma zostać między tobą a mną. 
- Przysięgam. 
- Bo widzisz... Kiedy ty spotkałaś Dracona na plaży... Ja spotkałam Blaise'a. Zaproponował mi drinka, zaczęliśmy rozmawiać i... Było nam naprawdę przyjemnie. Opowiedział mi, jak Draco przeżywał wasze "rozstanie", a potem o ich firmie, o wszystkich miejscach które odwiedził... 
- Nie kończ, chyba wiem co się potem stało - przerwała jej Ginny. 
Była rozdarta. Chciała szczęścia Hermiona, z drugiej strony, właśnie przyznała się do tego, że zdradziła jej brata. Wiedziała jednak, jak czuła się jej przyjaciółka i spodziewała się, że prędzej czy później mogłoby do tego dojść. 
- To było... przyjemnie nowe, Ginny. Nie było tej emocjonalnej więzi, ale... Cholera, dobrze mi było. 
Ginny zaśmiała się krótko. 
- Nikt nic ode mnie nie usłyszy, ale Hermiono... Wiesz, że teraz nie możesz sobie na to pozwolić, prawda?
- Wiem...- mruknęła panna Granger. 
- A teraz skup się na tej emocjonalnej więzi, bo czeka Cię długie wesele, Granger!





niedziela, 20 marca 2016

Rozdział XXVI Rodzinny Portret

Dobry Wieczór! Długo mnie tu nie było i bardzo się stęskniłam!
Tym razem nie będę przepraszała za moją obecność, choć bardzo
chcę to zrobić. Nienawidzę popełniać błędów, nie znoszę, kiedy 
coś mi nie wychodzi, ale tym razem nic nie zależało ode mnie. 
Aktualnie zaczął mi się trzeci tydzień egzaminów, ostatnich 
szkolnych egzaminów w tym roku. Jest to bardzo ważny tydzień, 
na który musiałam się dobrze przyszykować. Może to dla Was 
dziwnie brzmieć, bo w Polsce nie ma czegoś takiego jak tydzień
egzaminów. Nie wspominałam o tym wcześniej, ale już prawię 
połowę swojego życia mieszkam za granicą i szkoły tutaj bardzo
się różnią od tych w Polsce. W tym roku na przykład nie mam żadnych
testów, czy też kartkówek. Mam same egzaminy. Tylko i wyłącznie egzaminy. 
Zaczął mi się trzeci i ostatni tydzień egzaminów szkolnych. W maju 
za to będę pisała egzaminy centralne. Jest to bardzo skomplikowane, 
więc nie będę się tutaj rozpisywała ;p Jeśli ktoś ma pytania, to z chęcią
na nie odpowiem. Wracając jednak do tematu, mam nadzieję, że rozumiecie
to, że musiałam odstawić bloga na pewien czas. Jest to bardzo ważny 
okres w moim życiu, w którym okaże się, jak będzie wyglądała moja 
przyszłość i naprawdę nie chcę zmarnować tej szansy. Nie zawiesiłam 
bloga, nie zrobię tego teraz ani nie planuję zawieszania go w przyszłości. 
Może się jednak zdarzyć, że zniknę na tydzień lub dwa, zwłaszcza w ciągu
tych następnych dwóch miesięcy. 
Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodoba. Nie oszałamia długością, 
ale przerwa dała mi szanse na odzyskanie motywacji i inspiracji, 
która trochę się wyczerpała, więc jakość powinna Wam to wynagrodzić :)
Starałam się pisać rozdziały regularnie, nie licząc się z tym, ile mnie to kosztowało. 
Przez to mogłam nie wkładać w to tyle miłości, ile wcześniej,
 co jest najgorszą rzeczą, jaką autor(ka) mogłaby zrobić. Nie będę już przedłużała. 
Miłego czytania! 

P.S.  Na wszystkie wasze wszelkie pytanie odpowiem na https://ask.fm/PannaPotter777
        lub w komentarzach, które bardzo zmotywowały by mnie do pisania! Z chęcią też 
        zapoznałabym się z waszą opinią i spostrzeżeniami na temat mojego opowiadania.
       Krytyka zawsze mile widziana, o ile zostanie uzasadniona!  
        






Wchodząc do Wielkiej Sali zauważyłam zmianę. Nie chodziło o wygląd, tylko o ludzi. Uśmiechali się. Podchodzili do mnie i się witali, pytając jak minęły mi ferie. Nie towarzyszyły mi już szepty i dziwne spojrzenia uczniów, tak jak na początku. Może to dzięki Gwardii Dumbledore'a? A może ludzie już przywykli do tego, że Chłopiec Który Przeżył ma siostrę? Nie miałam pojęcia.
- Harry! - zawołał ktoś za naszymi plecami.
Harry, Ginny, Hermiona, Ron i Ja obejrzeliśmy się za siebie.
W naszym kierunku biegła Cho. Przytuliła się do mojego brata i pocałowała go nieśmiało w policzek.
Kątem oka zauważyłam, że Ginny zaciska dłonie w pięści.
- Cześć Cho! Jak minęły Ci święta?
- W porządku... Wiesz, mama mimo problemów jakoś zdołała się pozbierać - mruknęła.
- Och... To chyba dobrze.
Musiałam się bardzo starać, aby nie wybuchnąć śmiechem. Sama nie byłam ekspertem w tych sprawach, co w tej chwili wydawało się to być czymś rodzinnym. W porównani z Harrym, potrafiłam się o wiele lepiej odnaleźć w towarzystwie... Tej specjalnej osoby.
- Kiedy kolejna lekcja? - wyszeptała, upewniając się, aby nikt jej nie usłyszał.
- Dziś wieczorem - odparł - powtórz wszystkim.
Cho skinęła głową i odeszła do stołu swojego domu.
- Jakiego zaklęcia będziesz nas dzisiaj uczył, Harry? - spytała Ginny.
- Zaklęcia tarczy i chcę zacząć uczyć was oszałamiania - odpowiedział i zajął miejsce obok Rona, który patrzył tęsknie na pełne półmiski i talerze.
- W takim razie mam nadzieję, że Cho zgodzi się być ze mną w parze - mruknęła mi do ucha ruda.
Na szczęście Harry był już pogrążony w rozmowie z jej bratem.
Parsknęłam śmiechem i dosiadłam się do reszty.
Podczas przemowy dyrektora nie mogłam się powstrzymać i zerknęłam w stronę stołu Ślizgonów.
Niemal od razu go znalazłam, żałując, że w ogóle tam zerknęłam.
Draco siedział między Teodorem a Pansy, której dłoń była spleciona z jego dłonią. Nie mogłam w to uwierzyć. Gdyby Malfoy od razu by mi powiedział, że z nią nie zerwie, to uszanowałabym to i wycofała się. On jednak zapewniał mnie, że ona nic dla niego nie znaczy i że z nią zerwie. Byłam wściekła.
W pewnej chwili Draco podniósł wzrok. Kiedy tylko mnie zobaczył, wyswobodził dłoń z uścisku Pansy. Starając się wyglądać na obojętną, obdarzyłam go ostatnim spojrzeniem i wróciłam do słuchania Dumbledore'a.
- Na koniec chciałbym dodać, że w tym semestrze będziemy musieli być bardziej ostrożni, biorąc pod uwagę to, co dzieje się poza szkołą. Dlatego cisza nocna będzie zaczynała się już o ósmej wieczorem. Byłbym wdzięczny, gdyby każdy przestrzegał zasad i od ósmej pozostawał już w swoich dormitoriach lub pokojach wspólnych. Radziłbym też, aby uczniowie nie chodzili sami poza murami szkoły, zadbajcie więc, aby każdy miał przy sobie kolegę lub koleżankę. Z resztą informacji będziecie mogli się zapoznać w waszych pokojach wspólnych.
- Ehm, ehm...
- Tak, Pani Umgridge?
Wzrok każdego ucznia przeniósł się na różową ropuchę, która już podnosiła się z miejsca i zmierza w stronę dyrektora.
- Bardzo się cieszę, że dyrektor tak dba o bezpieczeństwo uczniów o szkoły. Jest to bardzo ważne. Jednak nie widzę powodu, aby wszczynać panikę. Wszyscy dobrze wiemy, że poza szkołą nic Wam nie grozi. Rozumiem, że plotki krążące po świecie czarodziejów mogą wzbudzać w Was niepokój i że te środki ostrożności mają wam zapewnić komfort i poczucie bezpieczeństwa, ale zapewniam, że nic złego się nie dzieje. Oczywiście skonsultuję się z Panem Ministrem, jak można uspokoić naszych uczniów tak, aby ich nie zastraszać - Umbridge wymownie spojrzała na dyrektora i wróciła na swoje miejsce.
Nikt nie klaskał, nic nic nie mówił. W Wielkiej Sali panowała idealna cisza. Dobrze wiedziałam, co każdy myślał. Ta kobieta powinna zniknąć z tej szkoły i to jak najszybciej.
- Smacznego! - zawołał wesoło Dubledore.
W tej chwili rozległy się wiwaty i śmiechy.

 Po powitalnym obiedzie wszyscy rozeszli się po zamku. Nie wiedzieć czemu, koło szóstej w Pokoju wspólnym pojawiła się nowa wiadomość od dyrektora. Wszyscy pchali się w stronę tablicy informacyjnej.
- Drodzy uczniowie. Zajęcia zaczną się dopiero we wtorek. Do tego czasu, grono nauczycielskie oczekuje od was powtórzenia materiału i przygotowania się na lekcje, SUM'y już niedługo - przeczytała na głos Hermiona, która jako pierwsza stanęła przed tablicą.
- Ale dlaczego? - zdziwił się Sean, stojący tuż za mną.
- Podsłuchaliśmy to i owo - odezwali się jednocześnie Fred i George.
wszyscy zwrócili się w ich stronę.
- Dumbledore odwiedził Umbridge w jej gabinecie. Staruszek może jest miły, ale jak chce, to potrafi się wydrzeć... W każdym razie, on i ropucha udadzą się jeszcze dziś do Londynu, aby odbyć "ważną rozmowę" z Ministrem. Uważa, że Umbridge za bardzo ingeruje w sprawy szkoły - powiedział George.
- Dopóki nic nie ustalą, nauczyciele nie za bardzo wiedzą, co mają robić, bo oczekiwania Dumbledore'a różnią się od rozkazów ropuchy, a dobrze wiemy, że ona może się ich stąd pozbyć i to bardzo łatwo, więc wszystko stoi w bezruchu. We wtorek wszystko ma się wyjaśnić - dodał Fred.
Nikt nie za bardzo wiedział czy się cieszyć, czy też martwić. Trzy dni wolnego były bardzo kuszące, ale przecież każdy mógł się domyślić, że to Dolores Umbridge ma dobre układy z Korneliuszem. Czy dyrektorowi Hogwartu uda się go przekonać, aby wydał tej wstrętnej babie rozkaz opuszczenia szkoły?
Nagle wpadłam na pewien pomysł.
- Hermiono, mogłabyś odwrócić uwagę Harry'ego, aż do spotkania G.D. ? - szepnęłam do przyjaciółki.
- Coś się stało? - spytała przyglądając mi się uważnie.
- Nie, ale muszę coś zrobić.
Hermiona skinęła głową.
Przecisnęłam się przez tłum uczniów, nadal zgromadzonych się przy tablicy ogłoszeń i pobiegłam do dormitorium. Wyciągnęłam pośpiesznie pióro i pergamin z kufra, aby następnie napisać krótką wiadomość.



Upewnij się, żeby w Pokoju Wspólnym nikogo nie było. 
15 minut, nie więcej. 

                                                                                                            T. 

Wyciągnęłam różdżkę z tylnej kieszeni spodni i wysłałam wiadomość. Kiedy znowu zeszłam na dół, wszyscy już wrócili do wcześniejszych zajęć. Zerknęłam w stronę kominka. Siedzieli przy nim moi przyjaciele. Harry na szczęście zajął fotel stojący tyłem do mnie, więc nie mógłby się zorientować, gdybym wyszła z Wierzy Gryffindoru. 
Zachowując pozory, przeszłam przez portret a następnie popędziłam schodami w dół. Miałam półtorej godziny do ciszy nocnej i do spotkania G.D. Powinnam zdążyć. 
Naciągnęłam kaptur bluzy na głowę, schodząc do lochów, aby nikt mnie nie poznał na pierwszy rzut oka. Zawahałam się stojąc przed przejściem, ale w końcu podałam hasło i przejście się otworzyło. 
Nikogo nie było. Salon był pusty. Przebiegłam na palcach drogę prowadzącą do odpowiednich drzwi i zapukałam cicho. Zaledwie po paru sekundach ktoś je otworzy i po chwili stałam już w objęciach Dracona. Nie puszczając mnie zamknął drzwi. 
- No cześć, Potter - mruknął. 
- Malfoy - zaśmiałam się, czując, jak cała złość mnie opuszcza. 
To był mój Draco. 
Blondyn odsunął się wreszcie, aby móc na mnie spojrzeć, jednak w jego oczach nie dostrzegłam wesołych iskierek, których się spodziewałam. 
- Wszystko w porządku? - spytał. 
- Tak, chciałam się z tobą zobaczyć - odparłam. 
- No wreszcie! - zawołał ktoś z dalszej części pokoju. 
Wyjrzałam zza ramienia Dracona i zobaczyłam Blaise'a, siedzącego na kanapie razem z Teodorem. 
Wyminęłam Malfoya, aby się z nimi przywitać. 
- Nudno nam było bez ciebie - jęknął teatralnie Blaise, zamykając mnie w niedźwiedzim uścisku. 
- Mam taką nadzieję - parsknęłam. 
Po chwili stałam już w uścisku o wiele wyższego ode mnie Teodora. 
- A ja mam nadzieję, że pod naszą nieobecność nic Ci się nie działo. 
- Byłam grzeczna.
- Kiedy dostałem twój liścik, pomyślałem, że coś się stało - przerwał nam Draco, opierając się o filar łóżka.
- Mam sprawę - przyznałam się w końcu.
Postawa Dracona dołowała mnie coraz bardziej, więc przeszłam do rzeczy.
- O co chodzi?
- Wy zapewne też dostaliście notkę o tym, że zajęcia zaczynają się dopiero we wtorek.
- Owszem - przytaknął blondyn.
Opowiedziałam im o tym, co powiedzieli Weasley'owie w Wierzy Gryffindoru.
- Myślisz, że Umbridge chce przejąć szkołę? - zapytał Teodor.
- Wszystko na to wskazuje.
- Co chcesz z tym zrobić? - odezwał się w końcu Draco, nie okazując zbytnio zainteresowania, co jednak starałam się ignorować.
- Zastanawiałam się nad tym. Nie możemy pozwolić, aby ministerstwo zaczęło kierować Hogwartem. Wpadłam więc na pewien pomysł. Co gdybym użyła mocy na Umbridge, kiedy wróci? Sam mówiłeś, że jeśli będę ćwiczyć, będę mogła kontrolować ludzkim umysłem. Zostały trzy dni do jej powrotu, powinnam się wyrobić, ale będę potrzebowała twojej pomocy - zwróciłam się do Malfoya.
On za to wymienił spojrzenie ze swoimi przyjaciółmi.
Blondyn westchnął głęboko i podszedł do mnie.
- Nie uważasz, że to śmieszne? Ona przecież nie robi nic złego, stara się tylko naprawić błędy, które...
- Słucham? - przerwałam mu, tracąc już kompletnie nadzieję na normalną rozmowę.
- Talia...
- Nie. Nie wierzę, że to powiedziałeś. Czy ty nie widzisz co ona wyprawia? - oburzyłam się.
- Owszem, jej środki są drastyczne, ale przypomnij sobie swoje pierwsze lekcje ze mną. Bolało Cię, byłaś zmęczona, ale przynosiło to skutki, a to chyba najważniejsze - powiedział, niewzruszony.
- Hogwart nie potrzebuje zmian, ani tej ropuchy - syknęłam.
Blaise i Teodor patrzyli na nas z zakłopotaniem.
- Cóż, ta ropucha przyjęła mnie do brygady inkwizycyjnej - odparł.
- CO?! - wrzasnęłam.
Tego już było za wiele. Co do cholery się z nim działo?
- Ciszej, ktoś Cię może usłyszeć.
- Szkoda, że Merlin mnie nie usłyszał, bo jego pomoc by mi się przydała. Tobie z resztą też.
- Talia, przestać - powiedział, chcąc mnie objąć, ale cofnęłam się do tyłu.
- Co się z tobą dzieje, Draco? - spytałam.
Miałam ochotę się rozpłakać.
Chłopak patrzył mi w oczy, chcąc coś powiedzieć. Już otwierał usta, ale zaraz je zamknął.
- Nic.
Smutek, który na chwilę zagościł w jego oczach zniknął. Zastąpił go chłód i obojętność.
- Nic się ze mną nie dzieje. Uważam po prostu, że trochę przesadzasz. Poczekaj jeszcze trochę. Jeśli Umbridge zrobi coś głupiego do następnej niedzieli, pomogę Ci, dobrze? - powiedział w końcu.
- Dobrze - odpowiedziałam.
Nie takiej odpowiedzi oczekiwałam, ale biorąc pod uwagę to, jak się zachowywał, mogłam uznać to za zwycięstwo.
- Jesteś zła? - spytał.
- Skąd - prychnęłam.
I wtedy stało się coś bardzo niefortunnego.
Drzwi od dormitorium się otworzyły i zanim zdążyłam zareagować, stanęła w nich Pansy. Zatkało mnie.
- Nie zamknąłeś drzwi?! - jęknęłam, nie za bardzo wiedząc co robić.
Draco wywrócił tylko oczami.
- Co ona tutaj robi?! - wrzasnęła Pansy, wchodząc do pokoju.
- Pansy, drzwi są po to, aby pukać - odparł Draco.
- Co tu robi ta przybłęda?! - krzyknęła jeszcze głośniej.
Nie mogłam już wytrzymać.
- No, powiedz jej. Czemu tutaj jestem? - zwróciłam się do arystokraty.
- Serio? Właśnie teraz masz zamiar....
- Wiesz co? Daruj sobie - syknęłam, chcąc wyjść z sypialni Ślizgonów, ale Draco mnie zatrzymał.
- Dracuś! Co się tutaj dzieje? - pisnęła nowo przybyła.
- Właśnie mieliśmy naszą pierwszą kłótnię, jako para - rzuciłam gorzko, wyrywając ramię z uścisku Dracona.
Ślizgonka zamachnęła się na mnie, lecz złapałam jej żałosną rączkę i wykręciłam tak, że stała teraz do mnie tyłem, piszcząc z bólu.
- Zły ruch, laleczko - warknęłam, nie dając jej się wyrwać.
Każdy jej ruch powodował większy ból, o czym szybko się przekonała i przestała się miotać.
- DRACO! ZRÓB COŚ!
- Talia, puść ją! - zawołał Teodor.
- Talia... - zaczął Draco, a Blaise już zmierzał w moją stronę.
- Mam ją od tak puścić? Nie uważasz, że powinniśmy coś z nią zrobić?
- Sugerujesz, że wypadałoby usunąć jej pamięć? - spytał Draco.
- Brawo geniuszu.
- Co wam odbiło?! - jęknęła Parkinson, a po jej policzkach pociekły łzy.
- Och, proszę Cię - prychnęłam, odwracając ją przodem do siebie.
Zanim zdążyła coś powiedzieć, spojrzałam jej głęboko w oczy i nawiązałam kontakt.
Dziewczyna niemal od razu osunęła się na podłogę. Odetchnęłam z ulgą, masując sobie skronie.
- Miałaś usunąć jej pamięć, a nie sprawić, żeby straciła przytomność - zauważył Blaise.
- Jej piski są nie do wytrzymania - odrzekłam.
- Usuń jej pamięć - rzekł Draco, klękając przy nieprzytomnej Pansy.
Powstrzymując się od złośliwego komentarza, zrobiłam to samo i położyłam dłoń na czole dziewczyny.
- Skup się - szepnął blondyn.
Wzięłam głęboki wdech, następnie wypuściłam powietrze przez usta. Zamknęłam oczy i skupiłam swoją moc na umyśle Pansy.
- Już? - szepnęłam po dłuższej chwili.
- Nie mam pojęcia - odrzekł Draco - Idź do łazienki i zostań tam na chwilę. Ja spróbuję ją obudzić.
Bez słowa podniosłam się z podłogi ruszyłam w stronę łazienki. Zostawiłam je minimalnie uchylone, aby móc wszystko słyszeć.
Długo nic się nie działo, aż w końcu doszło do mnie ciche westchnięcie.
- Draco? - wystękała Ślizgonka.
- Jak się czujesz? - spytał.
- Dziwnie... Co ja tu robię?
- Siedzieliśmy w salonie, kiedy jakiś pierwszoroczniak zaczął bawić się tymi śmieciami od Weasley'ów. Trafił się jakimś badziewiem.
- Nic z tego nie pamiętam.
- Chodź, zaprowadzę Cię do dormitorium - zaproponował Draco.
Po chwili rozległ się dźwięk zamykanych drzwi.
Wyszłam z łazienki. Blaise i Teodor spojrzeli na mnie z niepokojem.
- Nie przejmuj się - powiedział w końcu Blaise obejmując mnie ramieniem.
Teodor poszedł do barku, sięgając po trzy szklanki.
Z całych sił starałam się nie rozpłakać. To było żałosne. Jak mogłam płakać z tak absurdalnego powodu? Czy tak właśnie wyglądały "związki" ?
- Nie mam pojęcia co mu odbiło - jęknęłam, nie mogąc już nic dostrzec przez łzy.
Blaise poprowadził mnie do kanapy, a Teodor podał szklankę z trunkiem.
- Draco jest....- zaczął ciemnoskóry.
- Specyficzny - dokończył drugi.
- Nic mnie to nie obchodzi. Zachował się jak palant. W dodatku nadal... A zresztą... Nie ważne
Pociągnęłam spory łyk ze szklaneczki, krzywiąc się przy tym.
- Co ty mi dałeś? - zwróciłam się do Teodora z kwaśną miną.
- Coś na tyle mocnego, aby Ci pomogło - parsknął
Wzięłam kolejny łyk i zaczęłam się rozglądać po pokoju. Nigdy tak naprawdę nie mogłam w pełni skupić się na tym, jaki był piękny. Moją uwagę przykuły liczne zdjęcia, wiszące na ścianach. Były to zdjęcia rodzinne. Najpierw obejrzałam te Dracona. Na większości z nich widniała jego matka, było też kilka z jego dziadkami i jedno zdjęcie jego ojca. Zdjęcia Blaise'a były bardziej różnorodne. Na każdym zdjęciu pozował z kimś innym. Największe z nich pokazywało przepiękną dziewczynę o długich, czarnych jak smoła włosach. Uśmiechała się dumnie z podniesioną głową, a w jej brązowych oczach błyskały wesołe iskierki.
- To moja siostra - wytłumaczył Blaise.
- Masz siostrę? - zdziwiłam się.
- Tak. Uczy się w domu, bo rodzice boją się ją gdziekolwiek puścić. Jest ich największym skarbem, księżniczką. Właśnie dlatego spędziła całe swoje życie w domu. Jest młodsza ode mnie o dwa lata - opowiedział, wpatrując się w portret z uśmiechem.
- Dla ciebie też jest bardzo ważna - stwierdziłam.
- Najważniejsza - odrzekł.
Nie wiedzieć czemu, widok takiego Blaise'a poprawił mi humor. Przynajmniej on potrafił okazywać uczucia.
Ruszyłam dalej, do zdjęć wiszących przy łóżku Teodora. Od razu zwróciłam uwagę na zdjęcie w bardzo starej, pozłacanej ramce. Wydawało mi się dziwnie znajome, jakbym już je kiedyś widziała.
Dwoje małych chłopczyków, jeden starszy od drugiego, siedzieli na średnich rozmiarów kanapie, wyłożoną purpurowym aksamitem. Uśmiechali się szeroko. Nagle mnie olśniło.
- Takie samo zdjęcie wisiało w domu moich ostatnich rodziców... - zawołałam, lecz entuzjazm szybko mnie opuścił.
Teodor zerwał się z kanapy, w jego oczach widoczna była panika.
- Teodor?
Chłopak długo się wahał. W końcu jednak westchnął głęboko i podszedł do mnie, nie spuszczając wzroku ze zdjęcia.
- To ty, prawda? Ty i twój braciszek. - spytałam.
- Tak - przyznał cicho.
- Czemu to zdjęcie wisiało u mojej ostatniej rodziny zastępczej?
Teodor spojrzał na mnie, miał wymalowaną bezsilność na twarzy, zupełnie jakby się poddał.
- Bo to był dom mojej cioci i wujka.
W tej właśnie chwili dostrzegłam zdjęcie pary, która się mną opiekowała. Miałam kompletną pustkę w głowie. Nie wiedziałam co powiedzieć. Nie wiedziałam co robić. Czy on rzeczywiście to powiedział? Czy te słowa naprawdę wyszły z jego ust?
- Słucham?
- Zostałaś adoptowana przez mojego wujka i ciotkę.
- Wiedziałeś o tym?
- Tak.
Sięgnęłam po moją szklankę i dopiłam resztę ciemnego płynu.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? - spytałam, a mój ton już nie był taki przyjazny.
- Masz wszelkie prawo, aby być zła - odparł - Ale uwierz mi, nie wszystko jest takie proste.
- Żartujesz sobie ze mnie? Ty mi mówisz, że nie wszystko jest takie proste? Mi? Cóż, wybacz, jeśli Cię rozczaruję, ale już to wiem - syknęłam.
- Nie chodzi mi o to...
- Jesteś moim kuzynem i ukrywałeś to cały czas. Nic w tym skomplikowanego.
- Kryje się za tym o wiele więcej, niż mogłabyś sobie wyobrazić - powiedział z zaciśniętymi powiekami.
- Wiesz, mam już dosyć tego wszystkiego. Już raz ktoś coś przede mną ukrywał "dla mojego dobra", nie chcę znowu przez to przechodzić. Nie mam już na to siły - rzekłam.
- Talia, wiem, że to nie w porządku. Wiem że jest Ci trudno - odezwał się Blaise - Ale musisz nam zaufać.
Zwróciłam na niego wzrok. Nie kłamał. Widziałam to. Czułam to.
Byłam jednak już tak tym wszystkim zmęczona, że nic mnie to nie obchodziło. Nie miałam ochoty na powtórkę z rozrywki.
- Ufam wam - powiedziałam - Weźcie jednak pod uwagę to, że to wy mi pomagaliście, kiedy ktoś inny coś przede mną ukrywał. To wy mi mówiliście, że to nie w porządku.
Żaden z nich się już nie odezwał.
Zgarnęłam swoją bluzę i wyszłam z ich prywatnego dormitorium. W Pokoju Wspólnym siedziało kilkoro uczniów, ale nie zwróciłam na nich uwagi. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w Wieży Gryffindoru, z moimi przyjaciółmi.


niedziela, 28 lutego 2016

Rozdział XXV Początek Końca

Dobry wieczór! Chyba powinnam wymyślić lepszą
porę na wstawianie rozdziałów ;p W każdym bądź razie, 
oto ciąg dalszy mojego głównego opowiadania. 
(Gdyby ktoś jeszcze nie wiedział, zaczęłam pisać 
miniaturkę, której ostatnią część będzie można przeczytać w 
niedzielę, trzynastego marca. Serdecznie zapraszam!). 
Jest to oficjalny początek zakończenia tego opowiadania!
Oczywiście, wyjaśnienie wszystkiego, wszystkich wątków 
itp. zamie mi jeszcze trochę czasu. Rozdział ten nie jest długi, 
nie dzieje się w nim zbyt wiele, bo mam już wszystko poukładane 
w głowie, jak ta ostatnia "część" opowiadania ma wyglądać, 
więc nie chciałam zbyt dużo zdradzać w tej notce. Uważam jednak, 
że to dobre wprowadzenie do tego, co ma się dziać później :) 
Miłego czytała!


Panna Potter









Leżałam skulona na łóżku po ciężkim dniu pełnym bolesnych wizji, emocjonalnych huśtawek i przepysznego jedzenia Pani Weasley. Coś jednak nie dawało mi cały czas spokoju.
Dlaczego Lucjusz Malfoy był dla mnie taki miły?
Rozmawiałam z Draconem na ten temat, kiedy jego rodzice gościli mnie w Malfoy Manor. Zwierzyłam mu się ze wszystkich wątpliwości. Rozumiał je, ale zapewniał, że jego ojciec ma dobre intencje. Nawet fakt, że złożył mi wizytę, kiedy mieszkałam z moją ostatnią rodziną zastępcza go nie zdziwił. Podobno wiedział o mnie już od dawna, cały czas zastanawiając się, jak mi pomóc. Draco twierdził, że mam wątpliwości przez te wszystkie plotki, które krążą o jego ojcu, a mianowicie, że Lucjusz Malfoy był śmierciożercą. Zakon był o tym przekonany.
Naprawdę nie wiedziałam już co o tym myśleć. Zamiast łatwiejsze, wszystko stawało się bardziej skomplikowane i trudne. Przez te drobne kłamstwa i ukrywanie prawdy czułam się podle. Bo przecież musiałam okłamywać brata. Tak jak na początku czułam się bezpiecznie i na miejscu, tak teraz czułam się zagubiona w tym całym bagnie. Czemu nie mogłam być normalną czarownicą z normalnymi problemami?
Z takimi właśnie myślami odpłynęłam w sen, fantazjując o "normalnym" życiu.



                                                                                  ***


- I co teraz zamierzasz? - spytał Teodor, bawiąc się pustą szklanką.
Razem z Blaisem i Teodorem siedzieliśmy w pokoju, który często wykorzystywaliśmy na dni takie jak ten. Mięliśmy dużo do omówienia, a barek stojący niedaleko kominka nam to umilał.
- Szczerze, to myślałem, że wszystko będzie prostsze. Oczywiście do momentu, w którym Czarny Pan będzie miał ją już w garści. Niestety, myślę, że utrudniłem sobie sprawę - odpowiedziałem, chowając twarz w dłonie.
Dostałem, czego chciałem. Talia zbliżyła się do mnie, dowiedziała się, co do niej czułem. Mimo to, z każdą chwilą żałowałem tego coraz bardziej.
- Wiem, że to nie pomoże, ale jakby na to nie patrzeć, to dostałeś rozkaz. Voldemort kazał Ci ją oczarować. Spróbuj tak o tym myśleć - odezwał się Blaise.
- Tyle że ja jej nie oczarowałem. Okazało się, że też coś do mnie czuje. To ona mnie pocałowała. Kiedy skończymy tą misję, Talia będzie mnie nienawidzić z całego serca.
Zapadła cisza. Żaden z nas nie widział wyjścia z tej sytuacji. Wszystko zostało osądzone już dawno temu, a my nie mogliśmy nic zrobić. Tylko pokomplikowałem sobie sprawę.
Zamiast trzymać się planu, zdobyć jej zaufanie i oddać ją Czarnemu Panu, zamiast pozostać obojętnym, zaangażowałem się uczuciowo. Dałem się omotać Talii Potter. Z każdą rozmową, nową informacją na jej temat intrygowała mnie coraz bardziej. Ciekawość jednak jest zgubna. Doprowadziła mnie do tego, że ta mała złośnica pokazała mi zupełnie inny świat, który bardzo różnił się od mojego. Gdybym nie dał się wciągnąć, skoncentrował się na zadaniu, nie poznałbym jej na tyle, aby ona i życie z jej perspektywy mnie zafascynowało. Ale poznałem ją, doznałem tego, czego zawsze chciałem, ale nie zdawałem sobie z tego sprawy.
Zanim Talia w ogóle pojawiła się w moim życiu, wszystko z pozoru wydawało się w porządku. Wytrzymywałem z ojcem i jego poglądami, zasadami. Byłem posłuszny. Moje życie mnie satysfakcjonowało. Owszem, razem z Blaisem i Teodorem poruszaliśmy temat "co by było gdyby", ale nie tak często jak teraz. Potem zjawiła się Talia. Sprawiła, że przejrzeliśmy na oczy. Doprowadziła do tego, że moja rzeczywistość stała się nie do wytrzymania. Uświadomiłem sobie jak bardzo mi było źle, jak bardzo chciałem coś zmienić. Tak jakby zdjęła ze mnie czar.
Zagalopowałem się i nie tylko ja przez to cierpiałem. Ona miała cierpieć jeszcze bardziej.
- A co z Pansy? - ciszę przerwał Teodor.
- Co masz na myśli?
- To twoja dziew...Była dziewczyna. Co zrobisz po powrocie do Hogwartu?
- Draco - wtrącił się Blaise.
- Co jest, Blaise?
- Wiem, że to nie jest coś, co chciałbyś usłyszeć, ale musimy być realistami. Im dłużej będziesz przekonywał Talię o tym, że Ci na niej zależy, tym gorzej. Za niedługo będzie chciała Ci wydrapać oczy. Musisz trochę zwolnić i skupić się na zadaniu, przynajmniej do chwili, w której czegoś nie wymyślimy. Nie unikniesz zakończenia, którego tak się boimy. To przegrana sprawa.
Blaise miał rację. Dobrze o tym wiedziałem. Ale jak miałem się zdystansować po tym, jak do czegoś doszło między nami?
- Co radzisz? - spytałem.
- Nikt nie może się dowiedzieć, co stało się w ferie. Ogranicz kontakty do minimum i, tak dla pewności, nie zrywaj z Pansy, jest dobrą przykrywką. Talia i tak już ma medalion, nawet jeśli się zbuntuje, to nic nie zdoła. Ona jest już jego. Czas, abyś zaczął się wycofywać.
Popatrzyliśmy po sobie. Nikt z nas tego nie chciał. Zdawałem sobie sprawę z tego, że moi przyjaciele też polubili Talię. Często traktowali ją jak młodszą siostrę, a zwłaszcza Teodor, mimo, że nie okazywał tego tak, jak Blaise.
- Chyba tak będzie najlepiej - odparłem w końcu.
Musiałem znowu stać się dawnym Draconem, bezdusznym, aroganckim Draconem.
- Ale nie możesz zrobić tego z dnia na dzień - doradził Teodor.
Kiwnąłem tylko głową.




                                                                               ***


Obracałam w ręce małą karteczkę, na której widniała elegancko wypisana wiadomość. Był ostatni dzień roku, od północy dzieliło nas kilka godzin. Zamiast towarzyszyć wszystkim przy obiedzie, byłam  w sypialni, opierając łokcie o parapet przy oknie. Carma, moja mała sówka siedziała mi na ramieniu. To ona dostarczyła mi wiadomość, zaraz po tym jak wysłałam ją do Malfoy Manor, aby poinformować Dracona, że jestem bezpieczna i wszystko ze mną w porządku. W odpowiedzi napisał mi to :



Kamień spadł mi z serca. Następnym razem nie pozwolę Ci iść samej. 
Mama i tata strasznie żałowali, że się z nimi nie pożegnałaś.
 Ach ,Mam do Ciebie jeszcze prośbę...
Byłoby najlepiej, gdyby nasze relacje pozostały w tajemnicy, 
zwłaszcza w szkole. 
Mam nadzieję, że nie sprawi Ci to przykrości. 
Tu chodzi o bezpieczeństwo. 
Też za tobą tęsknię.
Do zobaczenia w Hogwarcie, mała.
  
                                                                                                                            D.M.

Czytałam ten liścik już kilka razy i nie mogłam zrozumieć, co było niebezpiecznego w tym, że się spotykaliśmy. To nie miało sensu. Starałam się odgonić myśl, że chodziło o Pansy. Czułam się potwornie, bo kiedy pocałowałam Dracona, on był w związku. Nie mogłam jednak zapomnieć o swoich uczuciach, nie tym razem. Z tego powodu czułam się jeszcze gorzej. Byłam samolubną małolatą, która nie mogła zapanować nad hormonami. 
- Talia?
Moje przemyślenia zostały przerwane przez głos Hermiona, stojącej w drzwiach pokoju. Trzymała talerz pełen jedzenia.
- Pomyślałam, że możesz być głodna - powiedziała i zamknęła za sobą drzwi. 
Rzeczywiście, kiedy poczułam zapach potrawy, mój brzuch przypomniał mi o swoim istnieniu. 
- Dziękuję - odpowiedziałam. 
- Co się stało? - spytała.
Bez słowa podałam jej liścik od Dracona i usiadłam przy starym biurku, aby móc zjeść obiad.
Hermiona zmarszczyła brwi, kiedy podniosła wzrok znad skrawka pergaminu. 
- Dziwne - podsumowała. 
- Taa... Wszystko jest dziwne - odparłam, tracąc znowu apetyt. 
Wstałam z krzesła i padłam na łóżko. 
- Talia... Wiem, że twoje życie jest teraz skomplikowane, ale będzie lepiej. Nie powiem Ci kiedy, bo nie wiem, ale kiedyś na pewno wszystko się ułoży. Obiecuję - powiedziała Hermiona, siadając na brzegu łóżka. 
- Gubię się w tym wszystkim. Wszyscy mówią mi coś innego, nie wiem kogo słuchać, nie wiem co robić... Po prostu nie wiem - jęknęłam, czując, jak łzy gromadziły mi się w kącikach oczu. 
- Wiesz, nie będę kłamać, podobnie jak Harry, jesteś bardzo utalentowana, jeśli chodzi o pakowanie się w kłopoty. Mimo to, jesteś mądra i jeśli przez chwilę pomyślisz, posłuchasz swojej intuicji, to na pewno dasz sobie radę. My tylko staramy Ci się pomóc, nie znaczy to jednak, że zawsze masz nas słuchać. Posłuchaj siebie, zastanów się, co jest dla Ciebie dobre, a co nie. Tylko musisz być obiektywna.
Podniosłam wzrok i zobaczyłam, że Hermiona się do mnie uśmiecha. To był bardzo przyjazny i ciepły uśmiech.
- Dzięki - mruknęłam, ocierając łzy rękawem.
- I pamiętaj, że nigdy nie będziesz sama. Nigdy. Masz rodzinę i przyjaciół - dodała, przytulając mnie,
Poczułam się bezpiecznie i na miejscu. Byłam w domu pełnym osób, którym na mnie zależało, a mi zależało na nich. Byłam w domu. Wszystko będzie dobrze, na pewno...

Po raz ostatni zerknęłam w lustro, aby upewnić się, że wszystko jest w porządku. Następnie zabrałam swój kufer i klatkę, w której Carma smacznie sobie spała i zeszłam na dół.
- Talia! Dobrze, że już zeszłaś. Nastąpiła zmiana planów - powiedziała pani Weasley, gdy tylko stanęłam w drzwiach do kuchni.
Wszyscy już jedli śniadanie.
- Jak to? - spytałam, siadając koło Harry'ego.
- Nie jedziecie Błędnym Rycerzem. Skontaktowaliśmy się z profesorem Dumbledorem. Twierdzi, że w pociągu będziecie bezpieczni i pod ochroną, o co zadba osobiście. Prosił też, abyś stawiła się w wagonie nauczycieli.
- Myślałam, że profesor Dumbledore został w Hogwarcie - zdziwiłam się.
- Bo został - odpowiedział pan Weasley - Ale miał coś do załatwienia w Londynie i będzie nadzorował waszą podróż do Hogwartu.
- Och... - odparłam tylko i sięgnęłam po tosta z marmoladą.
- Dzieciaki, macie się przykładać do nauki. Już niebawem będziecie pisali SUM'y - odezwał się Syriusz.
- Przykładny tatuś chrzestny się znalazł - mruknął Moody, a kącik jego ust uniósł się lekko.
Wszyscy zaśmiali się wesoło.
- Ginny, podałabyś mi dzbanek z herbatą? - poprosiłam.
- Oczywiście.
Kiedy dziewczyna wręczyła mi dzbanek, stało się kilka rzeczy naraz.
Coś nieprzyjemnie ścisnęło mnie w klatce piersiowej, a następnie poczułam, jak opuszczają mnie wszystkie siły, przez co upuściłam naczynie, a gorąca herbata rozlała się na kolorowy obrus.
Harry w ostatniej chwili zdołał mnie złapać. Gdyby nie on, uderzyłabym głową o kant stołu.
Ostatnie, co do mnie dotarło, to dźwięk odsuwanych się krzeseł,westchnięcie Pani Weasley i przekleństwo rzucone przez Syriusza. Potem była już tylko ciemność.

- Chyba się budzi.
- Całe szczęście, mamy niecałe dwie godziny do odjazdu pociągu.
- To nie jest teraz najważniejsze, Fred!
- Mam nadzieję, że nic jej nie jest...
Zanim otworzyłam oczy, upewniłam się, że nic mnie nie bolało i że w ogóle mogę się ruszać.
Kiedy uniosłam powieki, dostrzegłam twarze wszystkich, nachylające się nade mną.
- Co się stało? - spytałam słabym głosem.
Miałam już po dziurki w nosie tracenia przytomności i tym podobnych.
- Ty nam to powiedz - zaśmiał się George, ale gdy matka zgromiła go wzrokiem, jego uśmiech zniknął.
- Nie mam pojęcia - odparłam, podnosząc się do pozycji siedzącej.
Nadal byłam słaba, ale czułam się w porządku.
- To chyba nie ma związku z... - zaczął Harry.
- Nie, nie. Nic nie widziałam - przerwałam mu.
Odetchnął z ulgą.
Syriusz pomógł mi wstać. Wszyscy patrzyli na mnie, jakbym za chwilę miała rozpaść się na kawałki.
- Wszystko w porządku - parsknęłam - Przepraszam za obrus, pani Weasley. Zaraz wszystko posprzą...
- Nie bądź niemądra! - weszła mi w słowo - Obrus to nasze najmniejsze zmartwienie. Arturze, wyślij wiadomość do Dumbledore'a. Tylko pamiętaj, użyj kodu!
- Dobrze, kochanie - odparł najstarszy z Weasley'ów i wyszedł z pokoju.
- Ginny, zrób jej ciepłej herbaty, musi nabrać sił. Za godzinę wychodzimy - powiedziała pani Weasley i również opuściła pomieszczenie.
Ginny chciała już iść do kuchni, ale zawołałam ją z powrotem.
- Darujmy sobie tą herbatę - mruknęłam, na co wszyscy parsknęli śmiechem.

Staliśmy już na peronie 9¾. Mimo, że do odjazdu pociągu zostało pół godziny, to było dość tłoczno. Znaleźliśmy przedział, zostawiliśmy tam bagaże i wróciliśmy, aby pożegnać się ze wszystkimi.
Syriusz też chciał nas odprowadzić. Specjalnie na tą okazję skorzystał ze swojego tajnego zapasu przeróżnych eliksirów. Dzięki eliksirze Wielosokowym wyglądał jak siwiejący mężczyzna w średnim wieku. Moody był jak najbardziej przeciwny, ale to nie powstrzymało Syriusza.
- Trzymaj się mała - powiedział i uścisnął mnie mocno.
- Ty też. Pamiętaj o tym, co Ci mówiłam na strychu - przypomniałam mu.
Ten w odpowiedzi cmoknął mnie w czoło.
- Nie zapomnę - szepnął i mnie puścił, abym mogła pożegnać się z resztą.
- Dziękuję, pani Weasley, za wszystko - powiedziałam i przytuliłam się do niej.
- Nie dziękuj, ptaszyno. Nasz dom, to twój dom - odparła, powstrzymując łzy.
pogłaskała mnie po włosach i uśmiechnęła się ciepło.
- Dziękuje - powtórzyłam i odwzajemniłam uśmiech.
Następnie podeszłam do Moody'ego.
- Do widzenia - odezwałam się, a jego zezujące oko zwróciło się w moją stronę.
- Macie tam uważać na siebie - mruknął pod nosem i podał mi rękę.
- Tak jest - zaśmiałam się.
Alastor skinął tylko głową.
Już chciałam iść do Pana Weasley'a, kiedy ponownie usłyszałam Moody'ego.
- Jak nie będziesz wiedziała co robić, to przypomnij sobie, że jesteś wykapana Lilly. Ona zawsze znajdywała jakieś wyjście. Musisz tylko być twardsza.
Nie wiedziałam co powiedzieć, więc kiwnęłam głową. "Zbyt szybko się rozczulasz", pomyślałam, kiedy oczy zaczęły mnie szczypać

Wreszcie siedzieliśmy w przedziale. Fred i George poszli poszukać Lee Jordana, więc ostatnie wolne miejsca zajęliśmy dla Luny i Neville'a.
- Nie miałaś iść do Dumbledore'a? - przypomniała mi Ginny.
- Pociąg nawet nie ruszył. Stawię się u niego później - odparłam, opierając czoło o szybę.
Ciągle czułam to dziwne zmęczenie, jakbym przebiegła co najmniej dwadzieścia kilometrów.
- Nie mogę się doczekać meczu Quidditcha. Gryffindor musi zdobyć puchar - zmienił temat Ron.
Ostatni mecz sezonu przesunięto z powodu Balu. Miał się odbyć w lutym.
- To nie powinno być trudne. Luna bywała na treningach Krukonów i powiedziała, że nie są do końca w formie - odpowiedziałam.
- To dziwne, to przecież drużyna jej domu. Ja na jej miejscu nie kablowałbym przeciwnikom - prychnął rudzielec.
W tej właśnie chwili zjawiła się Luna, a chwilę potem Neville, więc znowu zmieniliśmy temat.
Neville nie mówił za dużo i przeważnie wpatrywał się w podłogę. Domyśliłam się, że ma to związek z naszym spotkaniem w szpitalu.
- Idę do Dumbledore'a - powiedziałam, kiedy pociąg w końcu ruszył.
- Powodzenia - zawołał za mną Harry.
Idąc korytarzem zastanawiałam się, czego chciał dyrektor. Nasza ostatnia rozmowa zakończyła się kłótnią. Może był na mnie zły?
Wymyślając różne scenariusze rozmowy z dyrektorem Hogwartu, nie zauważyłam ucznia, który znikąd pojawił się przede mną, przez co na niego wpadłam. Kiedy podniosłam wzrok, napotkałam spojrzenie stalowych tęczówek. Nie zdradzały żadnych emocji, były chłodne i niewzruszone, tak jak jego mina. Szybko się od niego odsunęłam.
- Uważaj jak łazisz, fretko  - syknęłam.
Za jego plecami stała Pansy Parkinson, Dafne Greengrass, Tracey Davis i oczywiście Blaise i Teodor.
- Nikt Cię nie nauczył manier, Potter? - fuknęła Tracey, a jej przyjaciółki patrzyły na mnie, wściekłe. - Radziłabym wymyślić jakieś nowe żarty, ten jest już nudny - odparłam lekceważąco.
- A ja radziłbym grzeczniej, Potter - warknął Draco.
Nie wiedzieć czemu, ta sytuacja wytrąciła mnie z równowagi, mimo iż wiedziałam, że blondyn tylko udawał.
- To ma być groźba, Malfoy? - zaśmiałam się gorzko, patrząc mu prosto w oczy.
- Możliwe - odparł, robiąc krok do przodu.
Nie ruszyłam się z miejsca. Poczułam to napięcie, które nam towarzyszyło, zaraz przed tym jak go pocałowałam. Teraz jednak byłam wściekła.
Wściekła za ten liścik, za to, że Pansy nadal stała u jego boku, za to, że kazał mi udawać.
- Pomyślałabym dwa razy, zanim zaczniesz mi grozić - moje słowa ociekały jadem.
- Mam się bać?- parsknął.
- Jak najbardziej.
Mierzyliśmy się wzrokiem jeszcze przez chwilę. Pansy w końcu pociągnęła Dracona za ramię.
- Chodźmy już - warknęła zniecierpliwiona.
Wyminęłam Ślizgonów i poszłam dalej. Nagle jednak zdałam sobie z czegoś sprawę.
Zawsze, gdy byłam zła, moc dawała o sobie znać, nawet jak nad nią kontrolowałam. Tym razem nic nie czułam. Czy to dzięki medalionowi, który dostałam od Lucjusza Malfoy'a? Pewnie tak.
Kiedy dotarłam do wagonu nauczycieli, byłam już spokojniejsza.
- Talia! - zawołał przyjaźnie profesor Dumbledore, kiedy mnie zauważył.
- Dzień dobry, profesorze. Chciał się pan ze mną widzieć.
- Tak, tak. Proszę za mną.
Podążyłam za nim do następnego wagonu, w którym nie było nikogo. Przy oknie stał niewielki stolik i dwa siedzenia.
- Proszę - wskazał na jedno z siedzeń.
Gdy oboje już zajęliśmy miejsca, dyrektor odchrząknął.
- Jak się masz, Talio? - spytał.
- Dobrze, dziękuję - odpowiedziałam - Panie profesorze, chciałam przeprosić za mój ostatni wybuch złości...
- Nie przepraszaj. Rozumiem twoje oburzenie. Sam byłbym bardzo poruszony faktem, że ktoś ukrywa przede mną coś tak istotnego - zaśmiał się.
- Czemu więc nikt mi nic nie powiedział?
Znałam już odpowiedź, ale byłam ciekawa tego, co do powiedzenia miał Albus Dumbledore.
- Bo chciałem, aby twój pierwszy rok w Hogwarcie był jak najbardziej normalny. Chciałem zobaczyć, czy moc dawała już o sobie znak. Niestety, zdarzył się wypadek i za to Cię przepraszam - odpowiedział starzec.
- Niech pan nie przeprasza. Wszystko w miarę się ułożyło - odpowiedziałam.
- To dobrze - uśmiechnął się - Gdybyś jednak potrzebowała kogoś na kształt przewodnika, który Ci pomoże...
- Nie, dziękuję. Daję sobie radę - wypaliłam, zanim zdołałam ugryźć się w język.
- Na pewno?
- Tak.
- Cóż, gdybyś zmieniła zdanie, wiesz gdzie jest mój gabinet. Chętnie odpowiem też na wszystkie twoje pytania.
- Dziękuję, profesorze - odparłam.
Dyrektor spojrzał na mnie badawczo, znad szkieł jego okularów, ale po chwili, na jego twarzy znowu pojawił się przyjazny uśmiech.
- W takim razie, to chyba wszystko. Chciałbym dłużej pogawędzić, ale słyszałem, że Lee Jordan i panowie Weasley sprzedają ciekawe bombonierki.... Miłego dnia, Talio - pożegnał się i opuścił wagon.
Powstrzymałam śmiech i również wstałam od stolika.
Wracając do przedziału, gdzie czekali na mnie przyjaciele, byłam już w lepszym humorze. Oczywiście, dopóki nie wkroczyłam do wagonu, w który zajmowali gównie Ślizgoni. Wszyscy spoglądali na mnie, szepcząc i śmiejąc się złośliwie. Postanowiłam się tym jednak nie przejmować. Dobrze mi to szło, do momentu, w którym po raz kolejny zobaczyłam Dracona. Na jego kolanach siedziała Pansy Parkinson. Szybko odwróciłam wzrok i niemal biegiem wróciłam do odpowiedniego przedziału.
Ten dzień po prostu nie chciał być dobry.



sobota, 20 lutego 2016

Miniaturka : Rudy Blond Część II

No hej ;) Z ulgą mogę stwierdzić, że druga część
mojej pierwszej miniaturki w życiu udała mi się :D
Jestem z niej dumna i mam nadzieję, że Wam też
się spodoba. Nie przedłużając... Miłego czytania! 


Panna Potter





Minął tydzień od ostatniego razu, kiedy młoda panna Ginny widziała się z Draconem. To właśnie dziś umówili się, aby omówić wszystkie ważne sprawy dotyczące dziecka.
Ginny postanowiła, że poświęcić więcej niż dziesięć minut na wyszykowanie się przed spotkaniem. Wzięła długą, relaksującą kąpiel, następnie skorzystała z olejku o zapachu wanilii, który dostała od Hermiony, kiedy ta wróciła z Francji. Wmasowała go dokładnie w jej zgrabne ciało, co sprawiło, że jej skóra była gładka w dotyku i pachniała... apetycznie.
Potem, usiadła przy swojej toaletce i zabrała się za makijaż. Nie chciała przesadzać, wręcz nie musiała. Uroda dziewczyny nie wymagała poprawek, więc rudowłosa postawiła na coś delikatnego. Na rzęsy nałożyła odrobinę tuszu, narysowała cienką kreskę eyelinerem, aby podkreślić oczy, dodała trochę delikatnego cienia do powiek i posmarowała usta truskawkową pomadką bezbarwną.
Kiedy stwierdziła, że efekt końcowy ją zadowala, nadal mając na sobie jedynie satynowy szlafrok, udała się do swojej szafy. Wybór Ginny padł na coś bardziej codziennego, ale też z pazurem. Strój podkreślał jej zgrabną figurę, odsłaniając przy tym (jeszcze) płaski brzuch. Ostatnie spojrzenie w lustro, aby się upewnić, że wszystko wygląda w porządku i była gotowa do wyjścia.
Ginny Weasley nigdy nie przejmowała się swoim wyglądem, a przynajmniej nie tak bardzo jak większość kobiet w jej wieku. Bywały oczywiście okazje, które tego wymagały. Przykładem było spotkanie z Malfoyem. Coś kazało Ginny postarać się, aby wyglądać jeszcze lepiej, niż na co dzień. Jakaś część rudowłosej piękności chciała, aby Draco nie mógł oderwać od niej wzroku. Sama nie wiedziała za dobrze, dlaczego, tak po prostu już było. Nie można było zaprzeczyć, że młody mężczyzna podobał się jej, pod względem fizycznym. Nawet niektóre jego cechy pociągały pannę Weasley. Jego pewność siebie, o ile nie przesadzona, robiła na niej wrażenie, bo sama była świadoma swojej wartości. Jego zadziorność, charyzma, niezależność i seksapil przyciągały Ginny jak magnez, mimo, że tego nie chciała. Bo niestety nadal pamiętała jaki potrafił być. Pomijając jego zalety, posiadał też sporo wad. Cechy, które działały na dziewczynę jak płachta na byka. Jej zgubą okazał się pociąg fizyczny, to coś, co zawsze przyciągało ich ku sobie, kiedy byli blisko. Nienawidziła siebie za to. Nie wiedziała jednak, że i sam Draco Malfoy był zdziwiony tym, jak działała na niego rudowłosa. Jeszcze nigdy nie spotkał osoby, która okazała się mieć to, czego szukał od tak dawna, w wielu kobietach, z którymi był i następnie zostawiał.
Nieświadoma tego Ginny sięgnęła po torebkę i wyszła z mieszkania, bojąc się ich kolejnego spotkania, ale też nie mogąc się go doczekać.
Był wyjątkowo ciepły i słoneczny dzień, jak na Londyn, więc postanowiła zrobić sobie spacer. Apartament blondyna nie był aż tak daleko, jako że oboje mieszkali w centrum miasta.
Idąc tak zatłoczonymi ulicami, panna Weasley dała myślom przejąć ster, przypominając sobie ich ostatni, wspólnie spędzony tydzień.
Czy on w ogóle coś znaczył dla Malfoya? zastanawiała się. Sama nie potrafiła określić, co o nim sądziła. Owszem, było im dobrze w swoim towarzystwie, nie wspominając już o sypialni. Jednak dzieliło ich zbyt dużo, aby mogła, lub odważyła się to nazwać "czymś więcej". Właśnie. Młoda Weasley bała się podświadomie tego, że to, co między nimi zaszło zmieni się w to "coś więcej". Najzwyczajniej się bała. Tak, był ojcem ich dziecka, ale ona znała go za dobrze. Wiedziała, że nie zdoła się zmienić w idealnego tatusia z dnia na dzień. Z drugiej strony, sama nie zdając sobie z tego sprawy, rozwijała w sobie nadzieję.


__________


- Witaj, kochanie - przywitała się służąca Malfoya, pani Maggie.
Ginny poznała ją, kiedy parę tygodni temu opuszczała mieszkanie blondyna, wściekła za to, że zaciągnął ją do łóżka.
- Dzień dobry - odparła, odwzajemniając ciepły uśmiech - Jestem umówiona z Draconem.
Przez twarz starszej kobiety przebiegł cień paniki, co nie umknęło Ginny. Maggie jednak szybko się uśmiechnęła i wpuściła młodszą do środka.
- Pan Malfoy ma spotkanie, ale powinien zaraz skończyć - powiedziała, prowadząc Ginny do salonu, w którym mogła zaczekać.
- Jeśli nie będziesz miała nic przeciwko, to zejdę na dół do pralni - dodała.
Kiedy po raz pierwszy ze sobą rozmawiały, Maggie nazwała ją "panienką". Ginny od razu poprosiła ją, aby zwracała się do niej po imieniu. Panienka... Malfoy musi być niezłym szefem.
- Nie, oczywiście - odpowiedziała, współczując jej.
Nie wyobrażała sobie, jaka to musiała być udręka, pracować dla kogoś takiego jak Malfoy.
Ginny usiadła na fotelu, odprowadzając Maggie wzrokiem. Została sama.
Skorzystała z okazji, aby lepiej się rozejrzeć.
Musiała przyznać, że wystrój wnętrza robił na niej wrażenie. Wszystko wydawało się być idealne, dziewczyna nie znalazła nic, co by do siebie nie pasowało. Każdy obraz, każda waza i nawet rośliny zdawały się być częścią jednej, przepięknej układanki.
Chodziła tak po pokoju pełnym luksusu, kiedy usłyszała jakieś dźwięki. Przystanęła przy drzwiach, zapewne prowadzących do jego gabinetu.
Ginny nie podobało się to, co słyszała. Zza drzwi dochodził do niej głos kobiety. Mówiła cicho, ale mimo to, rudowłosej udało się wyłapać poszczególne słowa.
A ty, idiotko, myślałaś że coś się zmieni...
Działając pod wpływem irytacji, Ginny zapukała do drzwi i nie czekając na odpowiedź weszła do środka. To co zobaczyła nie było dla niej niespodzianką, ale tylko pogorszyło jej humor.
Draco Malfoy siedział na skórzanym fotelu za biurkiem, a na nim oszałamiająco piękna szatynka.
- Witaj, Malfoy - przywitała się, krzyżując ręce na piersi i opierając się nonszalancko o framugę.
Postanowiła zagrać troszeczkę inaczej.
- Ginny... Nie byliśmy umówieni na trzecią? - spytał Draco, lekko zdezorientowany.
Musiał przyznać, że ruda wyglądała bardzo seksownie, co nie pomagało mu w zaistniałej sytuacji.
- Nie - odparła, obojętnie patrząc na dwie przyklejonych do siebie żmije.
Szatynka musiała wreszcie pojąć, że pozycja, w której się znajdowali, nie była odpowiednia, zwłaszcza, kiedy zjawiło się towarzystwo. Wstała z kolan blondyna i poprawiła swoją białą, elegancką koszulę, która opinała się na jej idealnych kształtach. Ginny z bólem przyznała, że kobieta wyglądała jak klasyczna, nieprzyzwoicie bogata bizneswoman, która okazyjnie chodziła po wybiegach i pozowała do zdjęć, które potem trafiały do najlepszych magazynów poświęconych modzie.
- Ja już pójdę - powiedziała.
Bez żadnych skrupułów nachyliła się nad Draconem, chcąc go pocałować, lecz ten lekko przekręcił głowę.
- Do widzenia, Moniko - wymamrotał.
Kobieta, która zyskała imię uniosła idealną brew. Nie ukrywając złości wyprostowała się i krokiem godnym modelki opuściła gabinet, rzucając Ginny aroganckie spojrzenie. Panna Weasley uśmiechnęła się do niej sztucznie i zamknęła za nią drzwi.
- Wybacz... To była współwłaścicielka jednej z... - zaczął Draco, ale Ginny uciszyła go gestem.
- Nie musisz mi się tłumaczyć.
Podeszła do wielkiego okna i gdyby nigdy nic, zaczęła podziwiać imponujący widok.
Draco niepewnie wstał i objął ją od tyłu.
Przecież nie mogła być na niego zła. Owszem, coś ich łączyło, ale nie byli oficjalnie razem.
- Chyba nie jesteś na mnie zła ? - zamruczał jej do ucha.
- Hmm... A jak myślisz? - spytała.
Odwróciła się przodem do Dracona i zarzuciła mu ręce na szyję.
- Myślę, że nawet jeśli jesteś zła, to mogę Ci to wynagrodzić - szepnął, gładząc Ginny po plecach.
- Naprawdę?
Wytrzymaj, Ginny. Musisz wytrzymać.
- Jak najbardziej, tylko musisz mi podpowiedzieć jak - powiedział, a następnie złożył na jej szyi delikatny pocałunek.
Ginny przeszły dreszcze, ale nie pozwoliła sobie na dekoncentrację.
Wspięła się na palce, ujmując twarz Malfoya w swoje drobne dłonie.
- Nigdy więcej się do mnie nie zbliżaj - wyszeptała mu do ucha.
Draco znieruchomiał. Że co?
- Ginny, nie przesadzaj - zaśmiał się nerwowo, chcąc przyciągnąć ją do siebie, ale dziewczyna zwinnie wyswobodziła się z jego uścisku i zdecydowanym krokiem wyszła z gabinetu.
Draco ruszył za nią.
- Chyba nie będziesz robiła z tego dramatu? To nie było nic wielkiego - próbował ją uspokoić, ale rudowłosa już otwierała drzwi od jego mieszkania.
- Oczywiście, nic wielkiego - prychnęła, nie odwracając się za siebie.
Gdyby to zrobiła, nie mogłaby się powstrzymać przed uduszeniem byłego Ślizgona.
- Ginny! Proszę Cię, uspokój się i wejdź do środka! - zawołał, idąc za nią korytarzem.
- Proszę Cię, daj mi spokój - warknęła.
Czy ten cholerny korytarz musiał być taki długi?!
- Mieliśmy porozmawiać o dziecku - jęknął, łapiąc ją z łokieć.
Ginny przystanęła i zmroziła blondyna spojrzeniem.
- Ty chyba nie myślisz, że po tym co przed chwilą widziałam, będę z tobą rozmawiała o dziecku? Skoro to nie było nic wielkiego, to nasze dziecko nie powinno Cię w ogóle obchodzić. Bo w końcu jest wynikiem tego "nic wielkiego".
Draco zaczął się już denerwować. Ta kobieta doprowadzi go w końcu do szewskiej pasji.
- Nie bądź śmieszna, Ginny. To nic nie znaczyło. Miałem spotkanie z tą kobietą. Nic nie poradzę, że się jej spodobałem. Tak często działa biznes.
- Tak, tak właśnie działa biznes, ale nie pozwolę, żeby tak wyglądało życie mojego dziecka! - krzyknęła mu w twarz.
- Nadal nie wiem czego ty ode mnie oczekujesz. Pojechałaś za mną do Włoch, twierdząc, że twoim celem było tylko poinformowanie mnie o dziecku, a teraz robisz mi wyrzuty o inną kobietę?
- Po tym, jak poszedłeś ze mną do łóżka po raz drugi, wiedząc o ciąży, obiecując mi pomoc i wsparcie, chyba mam prawo być zła!
- To był tylko seks! Nie oświadczałem Ci się!
Przez słowa blondyna Ginny ogarnęło tyle emocji naraz, że popadła w dziwne odrętwienie.
- Nie chcę Cię nigdy więcej widzieć - powiedziała cicho, spokojnie, a jej twarz nic nie zdradzała.
Nie podobało się to mężczyźnie. Już wolałby, żeby na niego wrzeszczała.
- Ginny... Przecież wiesz o co mi chodzi..
Niestety, dziewczyna już go nie słuchała.
Kiedy była już w domu, odrętwienie minęło, ustępując miejsca smutkowi i złości.


__________



Miesiąc po nieudanym spotkaniu z Malfoyem, Ginny siedziała przy stole, w domu rodzinnym, świętując zaręczyny Rona i Hermiona. Panna Granger wreszcie się zdecydowała, choć obawiała się swojego wyboru. Obawiała się, że przyjdzie czas, kiedy zorientuje się, że podjęła złą decyzję. Kochała Ronalda, szczerze go kochała. Ale czy był mężczyzną, który potrafił ją naprawdę uszczęśliwić, który rozumie jej potrzeby i dotrzyma jej kroku? Tego nie wiedziała. Teraz jednak była szczęśliwa i korzystała z tego jak tylko mogła.
Cała rodzina i wszyscy przyjaciele zjechali się na przyjęcie zaręczynowe. Wszędzie było słychać śmiechy, ożywione rozmowy... Ale Ginny ich nie słyszała. Odkąd przyłapała Dracona z inną kobietą, coś w niej pękło.
On ją upokorzył, zranił, poniżył, wykorzystał.... Ginny nie mogła tego znieść.
Nienawidziła siebie za to, ale kiedy tak leżała w łóżku, pozwalając łzom spływać na jej poduszkę, zdała sobie sprawę, że czuła coś do tego drania, że podczas pobytu we Włoszech, Draco skradł jej serce. Gdyby nie to, że zapewne co noc był z inna, byłby idealny dla Ginny. Właśnie kogoś takiego szukała. Był dla niej wyzwaniem, ale jednocześnie traktował ją tak, jak prawdziwa kobieta powinna być traktowana. Mimo, że lubił sprawować kontrolę, pozwalał jej mieć swoje zdanie i je szanował. Sprawiał, że czuła się niemalże jak królowa, ale okazywał też zamiłowanie do jej ostrego, niezależnego charakteru. Był partnerem, nie obchodził się z nią jakby była jego własnością, a jednocześnie, kiedy spacerowali po ulicach Milanu, dumnie pokazywał, że Ginny szła własnie z nim i nikt inny nie miał tego przywileju. Ten tydzień był dla dziewczyny bajką. Niestety, to, co działo się we Włoszech, pozostało we Włoszech.
Siedząc przy stole i wpatrując się w swój nadal pełny talerz, przypomniała sobie ich ostatnią noc w hotelu.
Leżeli na ogromnym łóżku, wtuleni w siebie, zmęczeni po tym, co dla Dracona było "okazywaniem uczuć". Oboje prawie przysypiali.
- Jesteś wspaniała - wymruczał Draco, nie mogąc unieść już powiek. 
- Ty też jesteś całkiem niezły - odparła, walcząc z sennością. 
Draco zaśmiał się cicho. Gładził gołe plecy piękności, która leżała u jego boku. Co jakiś czas muskał jej włosy nosem. Ginny gładziła jego pierś, leniwie wędrując palcem po zarysach jego mięśni. 
- Jesteś moja. 
- Jestem niczyja - odparła.
- Oj, wiesz o co mi chodzi - powiedział, nadal mając zamknięte oczy. 
- Wiem, tak się tylko droczę. 
- Jesteś moja - powtórzył, powoli odpływając już w sen. 
- A ty mój. 
Po jej ostatnich słowach, oboje byli już w objęciach Morfeusza. 

Ginny, poczuła, jak niechciane łzy na nowo zbierały się pod jej powiekami. Mrugnęła kilka razy i zacisnęła zęby. Nie lubiła, kiedy ludzie widzieli jak płakała. Nie z powodu dumy, po prostu nie znosiła, kiedy ludzie pytali ją, czy wszystko w porządku. Gdyby tak było, nie płakałaby jak małe dziecko, myślała w takich momentach.
Można więc było rzec, że Ginny Weasley była załamana, a jednocześnie wściekła.
- Ginny - usłyszała, jak ktoś szepnął tuż obok niej.
- Co jest, Ron?
- To ja powinienem się o to pytać. Od jakiegoś czasu jesteś bardzo... Dziwna.
- Dzięki - zaśmiała się gorzko, nadal na niego nie patrząc.
Była zmęczona.
- Martwimy się o Ciebie. Mama nie daje nam spokoju, co chwilę pyta, czy coś wiemy.
- Powiedz jej, że nic się nie dzieje i że wasz ślub powinien być jej priorytetem.
- Ginny...
- Ron, nic mi nie jest - rzekła, podnosząc w końcu wzrok na swojego brata.
Jej podkrążone oczy nie potwierdzały jednak jej zapewnień. Mimo, że była w ciąży, a jej brzuch zaczął się już powoli zaokrąglać, to schudła i wydać to było gołym okiem.
Ginny jeszcze nie poinformowała rodziny o ciąży. Bała się ich reakcji, zwłaszcza, że nie mogła im przedstawić ojca. Co by sobie o niej pomyśleli? Matka by ją zabiła, a ojciec nie chciałby już na nią nigdy spojrzeć, wstydząc się czynów swojej córki.
Ginny, tępiła się za głupotę i naiwność, ale nie żałowała tej ciąży. Nie mogła. To będzie jej dziecko.
- Moi drodzy! Mam nadzieję, że Wam smakowało i że zostawiliście miejsce na deser! - zawołała Molly, uciszając w ten sposób towarzystwo.
Rozległy się odgłosy aprobaty.
Pani Weasley, Hermiona, Ginny i Talia odeszły od stołu, kierując się do kuchni. Wróciły z rękoma pełnymi talerzy, półmisków, pucharów i miseczek.
Po deserze, goście rozeszli się po domu, wesoło ze sobą gawędząc.
Ginny nie mogła tego już dłużej wytrzymać. Chciała być sama, choć na chwilkę. Już otwierała frontowe drzwi, chcąc posiedzieć na ławce która stała przed domem, ale powstrzymał ją głos Hermiony.
- Gdzie ty się wybierasz?
Ginny zacisnęła powieki, wzdychając ciężko. A byłam już tak cholernie blisko...
- Muszę się trochę przewietrzyć. Wiesz, trochę tu tłoczno.
- Nie żartuj sobie ze mnie, wychowałaś się z szóstką braci. U was zawsze jest tłoczno.
Ruda mimowolnie parsknęła i gestem poprosiła przyjaciółkę, aby wyszła razem z nią.
- Teraz ty będziesz musiała się do tego przyzwyczaić - powiedziała Ginny, kiedy siedziały już na ławce.
- Taa...
- Jesteś pewna, że właśnie tego chcesz? - spytała młodsza, spoglądając na Hermionę.
- Kocham go - odpowiedziała, po chwili namysłu.
- Nie o to pytałam.
Hermiona odwzajemniła spojrzenie swojej przyszłej siostry.
- Nie wiem, Ginny, ale kocham go. To nie będzie szalone małżeństwo, pełne przygód, chociaż kto wie... Z nami nic nigdy nie było wiadomo - tutaj Hermiona uśmiechnęła się ciepło - Ale to będzie coś stabilnego, coś trwałego... A to jest najważniejsze.
Ginny podziwiała swoją przyjaciółkę. Sama bała się monotonii, nie potrafiłaby tak żyć. Hermiona jednak podjęła tą decyzję, postanowiła się poświęcić... Dla uczucia, którym darzyła Rona.
Może to było to. Może Draco nigdy nic do mnie nie czół. Dlatego nie był w stanie się dla mnie poświęcić. 
Ginny nie mogła już dłużej powstrzymywać łez i dała im popłynąć.
- Hej... Nie płacz. Wiem, że to boli, ale on jest dupkiem - powiedziała Hermiona, obejmując jej małą Ginervę.
- Po cholerę spędziłam z nim ten tydzień? Czego ja się spodziewałam? Szczęśliwej rodziny, idealnego życia? Jestem głupia, Hermiono - wycedziła przez zęby, próbując opanować głos.
- To nic złego, że coś do niego poczułaś. Będziecie mięli dziecko, a poza tym, mimo, że ma tą swoją okropną stronę, to rozumiem, czemu Ci się spodobał. Zawsze gustowałaś w takich typach. Nie karć się za to, że czujesz. To on stracił coś cennego, nie ty - pocieszała ją szatynka.
- Ale ja przecież doskonale wiedziałam, że to jeden wielki casanova, który nie potrafi odpuścić sobie żadnej okazji na upojną noc. To ja do tego dopuściłam. Dałam mu się wykorzystać - jęknęła Ginny.
- Jesteś tylko człowiekiem, nie ma w tym nic złego, że potrzebowałaś jego bliskości, zwłaszcza kiedy zaszłaś z nim w ciążę. Masz takie same potrzeby, jak każda inna kobieta.
- Może masz rację... - przyznała w końcu Ginny - Ale to nie zmienia faktu, że cierpię przez własną głupotę.
- To minie - zaśmiała się Hermiona, gładząc przyjaciółkę po włosach.
- I tak nienawidzę Cię za to, że wyciągnęłaś mnie z łóżka i kazała się uśmiechać. Bez urazy, cieszę się z waszych zaręczyn, ale uśmiechanie mi nie wychodzi i psuję Ci zabawę.
- Wręcz przeciwnie. Cieszę Cię że Cię zmusiłam, abyś wreszcie opuściła te cztery ściany... Czy to koszula Rona? - zdziwiła się panna Granger.
- Nie, George'a - odparła Ginny, spoglądając na swój strój.
Rudowłosa starała ubrać się odpowiednio na okazję, ale poddała się, gdy tylko podniosła się z łóżka.
Ostatni tydzień spędziła w domu rodzinnym, aby pomóc w przygotowaniach, jednak prawie cały czas siedziała w swoim dawnym pokoju.
Nie miała na nic siły.


__________



Draco leżał w swoim łóżku, sam. Odkąd Ginny Weasley zostawiła go samego na korytarzu, żadna kobieta nie została uprzywilejowana, aby spędzić z nim noc. Młody pan Malfoy sam się sobie dziwił. W chwili, w której Ginny odchodziła, coś się w nim zmieniło. Stracił chęć na conocne podboje. Kiedy tak leżał sam, lubił wracać myślami do pobytu we Włoszech, do momentu, w którym Ginny Weasley weszła do winiarni, kiedy powiedziała mu o ciąży... Bał się jak cholera, ale musiał dać sobie radę. Nie byłby sobą, gdyby nie dał rady. Może i był kobieciarzem, ale też mężczyzną. A mężczyzna nie powinien tego tak zostawić. Oczywiście, zaliczył wpadkę, ale przecież nie był wtedy z Ginny. Przynajmniej nie oficjalnie. Teraz jednak zdał sobie sprawę, jak bardzo mu jej brakowało. Ten tydzień w hotelu... Tak mogłaby wyglądać jego codzienność. Wiewióra bardzo szybko zawróciła mu w głowie, co też była niezrozumiałe dla blondyna. Jeszcze nigdy nie znajdował się w takiej sytuacji. Właśnie kogoś takiego było mu trzeba. Takiej Ginny. Nawet nie potrafił opisać tego, jak to jest, kiedy byli razem. To było porównywalne do odnalezienia od dawna poszukiwanego skarbu. Bo Weasleyówna była właśnie jak taki skarb. Wiedziała, czego chce od życia,  była spontaniczna, niezależna, pewna siebie i do tego dobra. Miała ostry charakterek, ale Draco wiedział, jak sobie z nim radzić. Z nią nie można było się nudzić, z już na pewno nie w sypialni...
Draco nie mógł się nadziwić temu, jak taka jedna mała kobietka może posiadać wszystkie te cechy, które przyciągały go jak magnez. Wydawało mu się to aż nieprawdopodobne. Był nastawiony na życie spędzone w luksusie i bez zobowiązań... A tu pewnego dnia wpadł na pannę Weasley w klubie, która teraz nosiła jego potomka... Draco Malfoy miał zostać ojcem. Sama myśl o tym przepełniała go dumą, jednak i to było dla niego nowe i nie za dobrze wiedział co ma robić, zwłaszcza teraz, kiedy matka tego dziecka nie chciała go widzieć.